W połowie maja br. Google przyznała, że zbierając materiały fotograficzne do Street View, jej samochody zapisywały także informacje z niezabezpieczonych sieci Wi-Fi. Firma dowiedziała się, jakie strony odwiedzają internauci, a także jakie dokumenty z nich pobierają. Według przedstawicieli firmy stało się to przypadkiem. Google bowiem celowo chciała zbierać dane o sieciach bezprzewodowych, ale tylko je opisujące. Sam przekaz firmę nie interesował. Mimo to kilka europejskich krajów zażądało od Amerykanów szczegółowych wyjaśnień.

>> Czytaj więcej: Kolejne kraje zbadają Street View

Mimo że firma problem początkowo bagatelizowała, ostatecznie zdecydowała się jednak na współpracę z rządami. Jak podaje Financial Times, w ciągu najbliższych dwóch dni odpowiednie informacje otrzymać mają organy zajmujące się ochroną danych z Niemiec, Francji oraz Hiszpanii. Google groziło u naszych zachodnich sąsiadów postępowanie karne.

Firma zgodziła się także na opublikowanie wyników zewnętrznego postępowania wyjaśniającego, które ma odpowiedzieć na pytanie o sposób, w jaki doszło do zbierania prywatnych informacji. Eric Schmidt, dyrektor generalny Google, zapowiedział także, że jego firma przeprowadzi przegląd wszystkich praktyk i polityk związanych ze zbieraniem danych - wyniki tej analizy powinniśmy poznać w ciągu miesiąca.

Sprawa ta to kolejny bolesny cios dla reputacji Google, już od pewnego czasu oskarżanej o zbytnią wścibskość i zbieranie zbyt wielu informacji o internautach. Wyjaśnienie prawie zawsze było jedno - im więcej bardziej szczegółowych danych zbierzemy, tym lepszej jakości usługi będziemy dostarczać.

W sytuacji takiej, jak ta, zdecydowane działania powinny podjąć władze państwowe. Należałoby się zastanowić, jakiego typu informacje firmom z branży IT faktycznie są potrzebne do tego, by świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Nie zaszkodzi także ustawienie hasła w domowej sieci bezprzewodowej.

>> Czytaj także: Grzywna za brak hasła sieci WLAN