Samochody Google zbierały nie tylko podstawowe informacje o sieciach Wi-Fi, ale także o danych transmitowanych przez użytkowników. Było to podobno wynikiem błędu. Niezależnie od tego Google może odpowiedzieć za poważne naruszenie prywatności.
Od dawna kontrowersje wzbudzają samochody Google, które jeżdżą po ulicach i robią zdjęcia wykorzystywane w usłudze Street View. Te pojazdy robiły jednak coś więcej niż zdjęcia - zbierały także informacje o niezabezpieczonych sieciach Wi-Fi. Wszystko z myślą o ulepszaniu usług Google w przyszłości.
Na początku tego miesiąca hamburski urząd odpowiedzialny za ochronę danych poprosił Google o wyjaśnienia dotyczące tego, jakie dane zbierają samochody Google. Wyjaśnienie znalazło się na blogu European Public Policy. Firma twierdziła, że samochody tylko robią zdjęcia, zbierają dane o geometrii budynków oraz dane o sieciach Wi-Fi, tzn. dane SSID oraz adresy MAC.
14 maja na oficjalnym blogu Google opublikowano informację, z której wynika, że samochody zbierały coś jeszcze. Chodziło o informacje dotyczące danych, jakie były transmitowane przez użytkowników sieci. Google mogła się dowiedzieć m.in. jakie strony odwiedzali użytkownicy niezabezpieczonych sieci Wi-Fi.
Jeśli ktoś korzystał z sieci zabezpieczonej, to Google z pewnością nie naruszyła jego prywatności. Jeśli jednak ktoś korzystał z sieci niezabezpieczonej w momencie, gdy obok przejeżdżał pojazd Google, to dane o wrażliwym charakterze mogły zostać zarejestrowane.
Przedstawiciele Google zapewniają, że do zebrania danych doszło niechcący. W 2006 r. jeden z inżynierów stworzył kod pozwalający na pobieranie danych przesyłanych przez sieć Wi-Fi. Rok później ten kod niechcący trafił do oprogramowania, którego użyto w ramach projektu Google Street View. Nawet pracownicy Google nie mieli świadomości, że ich pojazdy zbierają tak wrażliwe dane.
Firmie jest przykro. Zobowiązała się ona do naprawienia błędu, skasowania przypadkowo zebranych danych, przejrzenia swoich procedur i zlecenia audytu firmie zewnętrznej.
Niezależnie od przeprosin i obietnic odpowiedzialne za ochronę danych władze Hamburga mówią o skandalu i poważnym naruszeniu prywatności. W wypowiedziach dla New York Timesa padają zapowiedzi, że sprawa zostanie przedstawiona organowi doradczemu Komisji Europejskiej, a Google może w przyszłości słono płacić za naruszenia prywatności (zob. Kebin J. O'Brian, Google Data Admission Angers European Officials).
Warto w tym miejscu przypomnieć, że w ubiegłym miesiącu 10 państw zaapelowało do Google o refleksję na temat prywatności i przyszłych produktów firmy. Google ograniczyła się do stwierdzenia, że dba o prywatność. Teraz okazuje się, że sama firma nie wiedziała, jak dalece może wchodzić w życie "zwykłych ludzi".
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|