Euroskrzynki miały być jednym z najważniejszych elementów reform polskiego rynku pocztowego. Dzięki umożliwieniu korzystania z nich także innym operatorom, firmy miały przygotować się do całkowitej liberalizacji w dostarczaniu przesyłek i listów. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Nie wszędzie stare skrzynki, do których klucz ma tylko listonosz, zostały wymienione do 24 sierpnia 2008 roku - tego dnia czekała na to nadal ponad połowa.

Za wymianę skrzynek odpowiedzialna jest Poczta Polska, jako ich właściciel. Problem w tym, że robi to ona tylko na zlecenie spółdzielni. Te z kolei muszą za nowe skrzynki zapłacić. Nie wszędzie są na to środki finansowe, stąd nie wszędzie są one wymieniane. Tymczasem dla konkurentów Poczty Polskiej oznacza to wymierne straty.

Z taką sytuacją nie chce zgodzić się InPost, największy konkurent narodowego operatora. Ponieważ ustawa nie przewiduje żadnych sankcji za brak nowych skrzynek, pozostaje jedynie złożenie pozwu do sądu. Firma skierowała pozwy przeciwko 20 spółdzielniom w całym kraju. Zarzuca im utrudnianie świadczenia usług zgodnie z uprawnieniami operatorów do prowadzenia działalności pocztowej.

InPost szacuje, że na wymianę wciąż czeka około 23 procent skrzynek. Firma obliczyła, że spółdzielnia mieszkaniowa mająca 15 tysięcy skrzynek generuje straty w wysokości około 30 tysięcy złotych. Składają się na to znacznie wyższe koszty obsługi - doręczyciele muszą bowiem dostarczać przesyłki do rąk adresatów, zamiast zostawiać je w skrzynkach. Znacząco wydłuża to obsługę.

Rafał Brzoska, prezes zarządu InPostu, poinformował Dziennik Internautów, że złożenie kolejnych pozwów uzależnione jest od korzystnych dla firmy rozstrzygnięć w zakresie tych, które już do sądów trafiły. Ze względu na brak podstaw prawnych InPost nie zamierza pozywać Poczty Polskiej.