Odpowiedzialność za e-przelewy - wykonane błędnie lub w przypadku kradzieży środków - będzie dzielona pomiędzy klienta banku oraz bank. Teraz całe ryzyko ponosi klient. Ministerstwo Finansów pracuje nad nowymi przepisami, które dostosują w tym zakresie prawo polskie do prawa unijnego – podaje Gazeta Prawna.
Gazeta Prawna podaje, że do końca roku Ministerstwo Finansów (MF) ma zakończyć prace nad ustawą, która dostosowuje polskie prawo do dyrektywy o usługach płatniczych, zwanej też dyrektywą PSD.
Obecnie nie ma pełnej jasności co do tego, kto ponosi winę za e-przelew, który nie dotarł do odbiorcy np. w wyniku błędu w systemie. Nie jest też jasne, kto ponosi odpowiedzialność w przypadku, gdy dostęp do konta uzyskują cyberprzestępcy i przelewają środki na inne konta. Klienci otrzymują od banków co najwyżej zestawy porad, ale nawet ich stosowanie nie gwarantuje, że bank zwróci utracone środki.
W Polsce kwestie przelewów elektronicznych reguluje ustawa z 2002 roku. Nie zawarto w niej przepisów dotyczących ochrony transakcji w e-bankowości, bo nie było takiej potrzeby. W praktyce więc odpowiedzialność spada na użytkownika e-konta.
Wspomniana wyżej dyrektywa PSD mówi o ograniczonej odpowiedzialności klienta do kwoty 150 EUR. Kraje członkowskie, implementując dyrektywę, mogą tę kwotę obniżyć. Z informacji, jakie uzyskała GP, wynika, że MF chce regulować podział odpowiedzialności za e-przelewy, przyjmując tzw. zasadę repartycji.
Oznacza to, że banki, bazując na danych statystycznych, będą określać prawdopodobieństwo wystąpienia nieautoryzowanych przelewów. Mając takie oszacowania, będą mogły rozproszyć związane z tym koszty na wszystkich klientów. W ten sposób wszyscy zapłacą za to, aby w razie cyberkradzieży nie stracić wszystkich pieniędzy.
Artykuł może zawierać linki partnerów, umożliwiające rozwój serwisu i dostarczanie darmowych treści.
|
|
|
|
|
|
|
|
Stopka:
© 1998-2025 Dziennik Internautów Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone.