Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Szef amerykańskiego portalu musiał tłumaczyć się przed Reprezentantami Kongresu ze współpracy swej firmy z chińskim reżimem. Informacje przekazane przez Yahoo! tamtejszym władzom umożliwiły zatrzymanie, a następnie skazanie opozycyjnego dziennikarza.

O sprawie Shi Tao informowaliśmy na naszych łamach kilkukrotnie. Dziennikarz wysłał do Stanów Zjednoczonych za pomocą chińskiego konta pocztowego Yahoo! streszczenie rozporządzenia Partii Komunistycznej zakazujące mediom publikacji informacji na temat ewentualnych zamieszek społecznych w rocznicę wydarzeń na placu Tiananmen.

Chińskie władze zwróciły się do Yahoo! o udostępnienie danych osobowych właściciela konta pocztowego, z którego wysłano wiadomość. Na ich podstawie Tao został zatrzymany, a następnie skazany na dziesięć lat więzienia za "nielegalne dostarczanie tajemnic państwowych obcym jednostkom".

Przedstawiciele koncernu twierdzili, że władze chińskie nie poinformowały ich o szczegółach sprawy i powodach wystąpienia o ujawnienie danych internauty - nie wiedzieli więc, że w tym przypadku chodzi o duszenie wolności słowa.

Pod koniec lipca fundacja Dui Hua ujawniła jednak treść pisma, jakie Yahoo! otrzymało w tej sprawie od władz chińskich - portal z pełną świadomością wydał władzom dziennikarza. Sprawą zainteresowali się wówczas kongresmeni.

Mimo wycieku obciążającego dokumentu, szef portalu Jerry Yang wraz z prawnikiem Michaelem Callahanem utrzymywali podczas przesłuchania zorganizowanego przez Komisję Spraw Zagranicznych, iż Yahoo! nie znało szczegółów sprawy. Callahan dodał jednocześnie, iż każdy koncern musi dostosować się do prawa obowiązującego w danym kraju - firma miała więc obowiązek ujawnić dane na żądanie chińskich władz.

Zirotowany taką argumentacją przewodniczący Komisji Tom Lantos stwierdził, iż Yahoo! pod względem technologicznym i ekonomicznym być może jest gigantem, ale pozostaje "moralnym karłem", którego działanie było "niewybaczalne, zaplanowane i kłamliwe".

Republikański kongresmen Chris Smith posunął się jeszcze dalej, porównując kooperację portalu z chińskimi władzami do współpracy przedsiębiorców z niemieckimi nazistami.

Przedstawił jednocześnie projekt ustawy zabraniającej amerykańskim firmom współpracy z zagranicznymi rządami, jeśli ma to się wiązać z łamaniem zasad demokracji. W przypadku złamania tej zasady, pokrzywdzeni powinni mieć zapewnioną szybką możliwość dochodzenia sprawiedliwości przed amerykańskim sądem.

Na sali obecna była matka Shi Tao, która złożyła w jego imieniu pozew przeciwko Yahoo!, oskarżając portal o odpowiedzialność za skazanie jej syna. Sprawa jest w toku.

Nacisk na amerykańskie firmy, które w zamian za możliwość działania na niektórych rynkach godzą się na cenzurowanie swych treści bądź współpracę z władzami w tym zakresie, rośnie tym samym nie tylko ze strony organizacji pozarządowych, ale również elit politycznych.

Nie wiadomo jednak, jakimi ostatecznie konsekwencjami dla samego Yahoo! zakończy się obecny szum medialny wokół sprawy. W końcowym rozrachunku może się niestety okazać, że nieetyczne praktyki nadal będą warte korzyści biznesowych osiągniętych dzięki działalności na niedemokratycznych rynkach.

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *