Problem fałszywych kliknięć nadal aktualny
Jak pisaliśmy w zeszłym miesiącu, Google zdecydowało się na zadośćuczynienie reklamodawcom, którzy padli ofiarą fałszywych kliknięć (tzw. click fraud). Pojawia się jednak pytanie - co dalej? Przecież problem click fraud nadal istnieje, a nie każdy może podać Google do sądu.
Przypomnijmy, że proceder click fraud polega na zatrudnieniu ludzi lub uruchomieniu specjalnego skryptu do generowania fałszywych kliknięć w reklamy oferowane w systemie pay-per-click.
Cel takiego działania może być różny. Bardzo często chodzi o jak najszybsze wykończenie budżetu reklamodawcy, który płaci za każde kliknięcie firmie emitującej reklamy, a tym samym wyeliminowania jego reklam z danej sieci. W wielu przypadkach fałszywe kliknięcia mają też sztucznie zwiększyć zarobki serwisu emitującego reklamy.
Bywa w końcu i tak, że za procederem tym kryje się chęć eliminowania witryn emitujących reklamy z danej sieci. To ostanie zadanie ułatwia samo Google, które bezpardonowo wyrzuca ze swojego programu Google AdSense serwisy, co do których zachodzi podejrzenie stosowania praktyk click fraud, niezależnie od tego czy są one naprawdę winne, czy nie.
Najbardziej stratni na procederze click fraud są oczywiście reklamodawcy, którzy co roku wydają na reklamę w tego typu sieciach coraz większe pieniądze - jest to przykładowo główny strumien dochodu firmy Google. Z badań przeprowadzonych przez Search Engine Marketing Professional Organization wynika, że 16% reklamodawców uważa click fraud za poważny problem. To trzy razy więcej niż rok temu. Wielu z nich sądzi, że nawet 20-35% kliknięć na reklamę to kliknięcia fałszywe. Trzeba jednak przyznać, że mimo rosnących obaw, rynek reklamy pay-per-click ma się dobrze i ciągle notuje wzrost.
W zeszłym miesiącu firma Google została ponownie oskarżona o sprzyjanie temu procederowi. W związku z tym, gigant zdecydował się na zmianę warunków świadczenia usługi Google AdSense i zrekompensowanie strat reklamodawców, którzy padli ofiarą fałszywych kliknięć.
Oczywiście reklamodawcy cieszyli się z pokonania giganta, ale teraz przyszedł czas na refleksję. Z pewnością problem fałszywych kliknięć nie zniknął i nie zawsze możliwe będzie odzyskanie straconych na tym procederze pieniędzy. Raczej na pewno nie uda się to małym i średnim firmom, których nie będzie stać na wytoczenie procesu gigantowi. Pojawiają się więc pytania o to, czy nie powinno się wprowadzić jakichś dodatkowych regulacji dotyczących fałszywych kliknięć? Może powinien istnieć jakiś odgórny nadzór systemów pay-per-click?
Na drodze stają pewne przeszkody. Po pierwsze, nie istnieje dokładna definicja problemu. Innymi słowy - nie ma wytycznych, które mówiłyby, kiedy możemy mówić o click fraud, a kiedy nie. Po drugie gdybyśmy chcieli ustalić odgórny nadzór nad firmami oferującymi reklamy w systemie pay-per-click, to firmy te (m.in. Yahoo, Google) musiałby się zgodzić na udostępnienie swoich danych, co jest raczej bardzo wątpliwe.
Obecnie największe firmy oferujące tego typu reklamy starają się same wykrywać fałszywe kliknięcia, ale nie zawsze im się to udaje. Ich przedstawiciele tłumaczą, że do rozpoznania fałszywych kliknięć często byłyby potrzebne np. logi serwera reklamodawcy. Jak wiadomo - Yahoo i Google nie mają natychmiastowego wglądu do tych danych i tym się usprawiedliwiają.
W ubiegłą środę, do sądu w Kalifornii wniesiona została kolejna sprawa sądowa przeciwko Google. Tym razem odszkodowań za straty spowodowane przez click fraud domaga się firma hostingowa AIT.
Ciekawe co zrobi firma Google, jeśli przegra kilka tego typu spraw pod rząd i będzie musiała zapłacić wysokie odszkodowania. Czy zmieni model emisji reklam, np. na bardziej restrykcyjny dla reklamobiorców, czyli taki, w którym zliczane będzie tylko kliknięcie, za którym stoi odpowiednia reakcja klikającego (np. zakup produktu lub bezpośrednia interakcja z reklamodawcą via e-mail, formularz czy telefon). Czy może w końcu samodzielnie znajdzie lekarstwo na fałszywe kliknięcia?