Konsultacje to nie referendum, nawet jeśli odpowiedzi wykazały duży sceptycyzm i obawy - stwierdziła komisarz Cecilia Malmström w odniesieniu do umowy TTIP. Oczywiście pani komisarz jest gotowa dyskutować o TTIP, ale tak naprawdę unika najważniejszego dla opinii publicznej tematu, jakim jest ciągły brak przejrzystości.
reklama
Dyskusje o porozumieniu TTIP są coraz ciekawsze, coraz bardziej szczegółowe i "analityczne". Jest tylko jeden problem. Nie ma możliwości śledzenia negocjacji. Wiemy, czego negocjatorzy UE oczekują wobec TTIP, ale nie wiemy, o czym dokładnie się rozmawia, jakie decyzje już zapadły, na ile zdecydowanie przedstawiciele UE bronią naszych interesów itd.
Odnoszę wrażenie, że strona społeczna ciągle podnosi ten problem. Ludzie chcą dać politykom prosty przekaz: "Nie róbcie nic za naszymi plecami, co by to nie było". Ten prosty przekaz pojawił się już wcześniej przy okazji ACTA. Wielu ludzi było przeciwnych umowie ACTA tylko dla zasady, bo zrobiono coś za plecami obywateli. Ludzie byli pewni, że demokracja nie powinna tak wyglądać.
Z identyczną sytuacją mamy do czynienia przy TTIP. Społeczeństwo nie chce umowy tworzonej za plecami obywateli. Politycy jakby tego nie widzieli. Zaczynają mówić o szczególnych potrzebach, o kierunkach w polityce, o problemach inwestycji, o historycznych uwarunkowaniach prowadzących do TTIP... o wszystkim, tylko nie o przejrzystości.
Wczoraj w Parlamencie Europejskim pojawiła się komisarz Cecilia Malmström, aby rozmawiać o umowie TTIP. Na stronie Komisji Europejskiej znajdziecie tekst jej przemówienia. Jest w nim wiele ciekawych elementów, ale jak dla mnie zbyt mało o kwestii przejrzystości. Szczególnie ciekawy jest - moim zdaniem - ten fragment:
Z powodu intensywności debaty Komisja w zeszłym roku zdecydowała się uruchomić publiczne konsultacje na temat naszego podejścia do ochrony inwestycji w TTIP (...) Wystarczy powiedzieć, że zdecydowana większość odpowiedzi od osób indywidualnych odrzuciła TTIP w całości lub szczególnie ISDS (...) Pozwólcie mi wyjaśnić, jak interpretujemy te wyniki. Konsultacje to nie referendum, nawet jeśli odpowiedzi wykazały duży sceptycyzm i obawy o system.
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że Cecilia Malmström chciała w grzeczny sposób powiedzieć: "Mogliście sobie ponarzekać w konsultacjach, a my i tak zrobimy swoje, bo nie macie narzędzi, by nas powstrzymać".
fot. ALDE Communication (lic. CC)
Cecilia Malmström zasugerowała też, że zasady ustalone w TTIP mogą być wzorowane na porozumieniu CETA. Umowa CETA również wzbudza kontrowersje i również powstawała za plecami obywateli. Doniesienia prasowe mówią, że obecnie Francja ma zastrzeżenia do tej umowy (zob. Couillard confronté aux réticences françaises). Ciekawe, bo przecież umowa jest gotowa i czeka na podpisanie. Nic nie wskazuje na to, aby CETA miała być poprawiana.
Wiadomo też, że politycy niemieccy byli przeciwni CETA, choć ostatecznie zdecydowali się nie blokować tej inicjatywy. Wydaje się, że przełknięcie TTIP przychodzi politykom Francji i Niemiec o wiele łatwiej. Dlaczego? Powiedzmy szczerze, że nie wiemy, co będzie w TTIP i wielu polityków też nie wie. Czego oczy nie widzą, to gardło gładko przełknie. Zataczamy więc koło do punktu wyjścia - potrzebna jest większa przejrzystość. Potrzebna jest zarówno politykom, jak i obywatelom. Politycy mają żal do obywateli, że krytykujemy coś, czego jeszcze nie znamy. Tylko czy politycy nie robią głupoty, broniąc czegoś, czego jeszcze nie znają?
Wróćmy do kwestii podstawowej. Politycy chcą obecnie dyskusji o szczegółach, których mogą sami nie znać. Tymczasem strona społeczna chce zwłaszcza trzech rzeczy:
Komisja Europejska naprawdę unika tematu przejrzystości i robi to na dwa sposoby. Po pierwsze stwarza pozory przejrzystości poprzez udostępnianie "jakichś" dokumentów, ale nie tych najważniejszych. Komisja Europejska zrobiła coś takiego na początku tego roku, ujawniając m.in. arkusze informacyjne (factsheets), które rzekomo mają pomóc nie-ekspertom w zrozumieniu TTIP. Te arkusze nie mówiły nic o negocjacjach. One mówiły tylko o części oczekiwań komisji wobec tych negocjacji.
Organizowano też "spotkania konsultacyjne", ale te spotkania odpowiadały opisowi "warsztatów" według Terry'ego Pratchetta ("ludzie, którzy nic nie wiedzą, zbierają się wspólnie, by połączyć swoją ignorancję").
Można też zaobserwować próby sugerowania, że przejrzystość to jakiś głupi wymysł. Niedawno w Deutsche Welle przeczytałem takie oto zdanie w obronie negocjacji TTIP:
To prawda, że obrady nie odbywają się na forum publicznym, podobnie zresztą jak posiedzenia zarządu Greenpeace, partii Lewica czy też Zielonych. Ważne, że potem się te informacje upublicznia i to już ma miejsce.
Po pierwsze, nie wszystkie dokumenty TTIP są udostępnione. Poza tym niepoważne jest porównywanie negocjacji TTIP do posiedzenia zarządu Greenpeace, bowiem ta organizacja nie dyskutuje o umowach międzynarodowych, które będą miały wpływ na prawo regulujące nasze życie.
Coraz częściej też trafiam na argument, że nawet jeśli negocjacje TTIP nie są przejrzyste, to przecież są bardziej przejrzyste niż "poprzednie umowy". Tylko ile może być eksperymentowania z poziomami przejrzystości? Czy jeśli TTIP upadnie, to kolejny FIPS lub GIPS będzie ciut bardziej przejrzysty, ale jeszcze nie do końca?
Problem w tym wypadku jest bardzo prosty - ludzie chcą wiedzieć o wydarzeniach, które ich dotyczą. Ewentualnie chcą mieć pewność, że ktoś, komu oni ufają, będzie miał dostęp do dokumentów. Ponieważ wciąż tak nie jest, ludzie wyrażają swoje niezadowolenie w konsultacjach społecznych. Jak na to reagują politycy ceniący demokrację? No cóż... wiecie... konsultacje to nie referendum...
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|