W podziemiach Uniwersytetu w Paprotkach zebrała się grupa najlepszych pedagogów i psychologów w Polsce. Już niebawem mieli oni dołożyć ważną cegiełkę do wiedzy ludzkości o wpływie gier komputerowych na dzieci. Pod osłoną nocy, w tajemnicy, szef ekipy badawczej miał przekazać innym coś szczególnego...
Prof. dr hab. Andrzej Pogodny ostrożnie zamknął drzwi i jeszcze chwilę stał przy nich, jakby sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuje. Potem spojrzał na koleżanki i kolegów siedzących przy prostokątnym stole. Po chwili nasłuchiwania zrobił dziwny grymas i sam podszedł do stołu, a właściwie do jego krótszego boku będącego naturalnym miejscem dla szefa.
- Koleżanki i koledzy - zaczął mówić cicho - w badaniach, jakie planujemy, dokonamy przełomu... złamiemy podstawowe paradygmaty i aksjomaty. To będzie coś całkowicie nowego - Pogodny zrobił pauzę, aby sprawdzić, czy jego słowa robią wrażenie na kolegach. Nie robiły. Ktoś spokojnie żuł gumę, ktoś inny patrzył w sufit. Jak na złość w tym momencie w rurze kanalizacyjnej zaszumiała woda. Ktoś na powierzchni miał czelność spłukać toaletę akurat teraz.
- Powiesz, o co chodzi, Andrzej? - spytał bezceremonialnie inny profesor.
- Rzecz w tym, że zawsze błędnie coś zakładaliśmy - zaczął tajemniczo Andrzej. - Cała psychologia opierała się na założeniu, że to, co człowiek widzi, słyszy i w czym uczestniczy ma na niego jakiś wpływ. Pedagogika opierała się na założeniu, że to, co dziecko czuje, widzi, słyszy... to ma na niego wpływ. A gdyby tak zrobić badania, które jako pierwsze dowiodą, że są rzeczy, które wpływu nie mają? Może... na przykład... gry komputerowe? Złamiemy aksjomat!
- Co ty merdolisz, Andrzej? - spytał dyrektor instytutu pedagogiki. - Mamy niby dowodzić, że gry komputerowe są całkowicie obojętne? Zero wpływu? Dzieciaki oglądają rozwalanie ludzi, same ich rozwalają, cieszy je to i ma być... zero wpływu?
- Dokładnie tak. Można rzec, że mamy sprawdzić, czy zerowy wpływ jest możliwy - Andrzej ucieszył się, myśląc, że znalazł zrozumienie.
- Wybacz, że spytam - podjął temat dyrektor instytutu - po cholerę mamy robić takie badania?
Andrzej Pogodny znów zrobił dziwny grymas, ale chyba był przygotowany na to pytanie. Rzucił na stół wydruk z jakimś tekstem z Dziennika Astronautów na temat sprawy w Sądzie Najwyższym USA.
- Będziemy bronić wolności słowa! - krzyknął. - Chodzi o dwa wysokie cele naukowe. Zrywamy z paradygmatami, reformujemy je i jeszcze bronimy wolności słowa! Dzieci muszą mieć zapewnione prawo dostępu do scen przemocy, pomóżmy im!
- Pokręciło cię równo, Andrzej - powiedział botanik, który na spotkanie dostał się przypadkiem i nie był całkiem trzeźwy. A jednak to on wyraził opinię wszystkich zebranych.
Znów nastała cisza. Andrzej wzniósł pięść, żeby wygłosić jeszcze jakieś hasło, ale zrezygnował. Postanowił pójść na szczerość.
- No, dobra. Potrzebujemy pieniędzy, a producenci gier dobrze płacą - powiedział szybko jednym tchem. Wszyscy pokiwali głowami. Wielu z nich pamiętało, jak dobrze zarobili koledzy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Miszkowicach, którzy przygotowali raport na temat wpływu cyfrowego piractwa na tuńczyka.
- Ale dlaczego brak wpływu? - spytał jakiś doktor. - Nie lepiej dowieść, że wpływ jest pozytywny? To będzie brzmiało logicznie i rozsądnie. Dzieci się wyszaleją na grach i są spokojniejsze.
- Przemysł nie chce takich badań - stanowczo powiedział Andrzej. - Oni nie chcą dyskusji o wpływie, bo nawet jeśli jest dobry wpływ, sugerujemy, że jakiś jest. To uruchamia wiele niepotrzebnych dyskusji. Ktoś zacznie pytać o różnice w poszczególnych kulturach, ktoś inny o wpływ w dłuższym terminie... a rynek gier jest wart miliardy. Oni potrzebują dowodu na to, że nie ma różnicy pomiędzy dziećmi normalnymi a tymi, które całe dnie wirtualnie uczestniczą w aktach przemocy.
- To chore - do dyskusji włączył się profesor filozofii. - Z drugiej strony... naukowcy tylko badają rzeczywistość, a przemysł ją kreuje...
* * *
Już następnego dnia naukowcy wzięli się do pracy nad metodologią. To był normalny, słoneczny dzień. W jednej z dolnośląskich szkół, w czasie zajęć na świetlicy miała miejsce taka rozmowa Jasia z nauczycielką.
- Kim chciałbyś zostać, Jasiu?
- Chciałbym mieć twierdzę. Będę ją rozbudowywał i umacniał.
- Po co Ci taka twierdza?
- Chciałbym w niej siedzieć i strzelać do ludzi.
- Po co strzelać do ludzi?
- Żeby ich pozabijać.
- Naprawdę chciałbyś zabijać ludzi?
- Tak, bardzo.
Opisana powyżej rozmowa naprawdę miała miejsce w jednej z dolnośląskich szkół. Autor zapisał ją ze słyszenia. Reszta opisanych wydarzeń (tj. rozmowa naukowców) jest fikcyjna.
UWAGA: Ten tekst nie jest newsem, a jedynie komentarzem do bieżących wydarzeń. Podobieństwo autentycznych nazw, osób i firm do tych występujących w tekście jest przypadkowe. Cdn.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*