Poseł Bolesław Piecha narobił w mediach szumu o tym, że musiał drukować tysiące stron dokumentów, których nie było na jego iPadzie. Chcąc nie chcąc potwierdził on publicznie, że zakup drogich gadżetów wcale nie ułatwia posłom pracy. W tle tej sprawy warto zadać pytania o szersze problemy, takie jak inwestowanie w zamknięte, a nie w otwarte rozwiązania informatyczne. Jest jeszcze kwestia żyroskopów...
reklama
Wczoraj Tokfm.pl donosił, że posłowie wydrukowali 16 tys. stron, bo nie mogli rzekomo pewnych dokumentów otrzymać w wersji elektronicznej na tablecie. Szumu wokół tej sprawy narobił Bolesław Piecha, który opowiadał legendy o jednym jedynym sejmowym informatyku, który jest w stanie przekuć dokumenty na wersję dla iPada.
Kancelaria Sejmu odcina się i mówi, że dokumenty były dostępne w wersjach elektronicznych, a w najgorszym razie można je było po prostu pobrać ze strony Sejmu (zob. Tokfm.pl, Posłowie niepotrzebnie wydrukowali 16 tys. stron. Bo "nie było na tablecie". Kancelaria: "Było. Od 23 dni").
Dla nas jako obywateli właściwie nie ma znaczenia, czy rację ma Bolesław Piecha czy Kancelaria Sejmu. Pierwszy wniosek, jaki się nasuwa, jest taki, że iPady nie obniżą kosztów związanych np. z drukowaniem, nie zwiększają też efektywności pracy posłów.
Jeśli Piecha ma rację, to znaczy, że iPady kupiono zbyt wcześnie, nie przygotowując dla posłów odpowiedniej infrastruktury. Jeśli to Kancelaria Sejmu ma rację, to znaczy, że najnowszą cyfrową zabawkę kupiono ludziom bez kompetencji do posługiwania się nią. Tak czy owak stracili podatnicy. Możliwe, że prawda jest pośrodku. Nawet jeśli e-dokumenty można jakoś zdobyć, to czy nie można było przygotować dla posłów jakichś ułatwień? Nawet jeśli tak, to ile by to kosztowało?
Nie skupiajmy się jednak na narzekaniu. W tej sytuacji warto zadać kilka ciekawych pytań i wyciągnąć jakieś dobre wnioski na przyszłość.
Pierwszy ciekawy wniosek przedstawił w serwisie Vagla.pl jego autor, prawnik Piotr Waglowski.
- A ja ponawiam swój postulat, zgodnie z którym posłowie nie powinni otrzymywać materiałów w inny sposób, niż uzyskują do tych materiałów dostęp obywatele. Posłowie też nie powinni otrzymywać tych materiałów wcześniej niż obywatele. Byłoby jedno źródło, całość byłaby zgodna ze standardem, neutralna technologicznie (nie byłby potrzebny magik od przekładania z platformy na platformę). Zniknąłby z czasem problem skanowanych bitmap wkładanych w kontenery PDF, a całość dokumentów w procesie legislacyjnym byłaby tworzona w sposób ustrukturalizowany - pisze Waglowski w tekście pt. O tym, że interfejs białkowy wykorzystywany jest jako proteza interoperacyjności Sejmu.
Postulat Waglowskiego dotyczy czegoś więcej niż iPadów. Chodzi o stworzenie legislacyjnej e-infrastuktury dostępnej naprawdę dla wszystkich, niezależnie od urządzeń stosowanych dziś i w przyszłości. Ten postulat padał w przeszłości często. Wszystko rozbija się o pojęcie neutralności technologicznej, która przez kolejnych ministrów ds. informatyzacji definiowana jest jako niedyskryminowanie różnych rozwiązań. Cóż... Apple iPad nie był dyskryminowany i dlatego można go było kupić posłom, ale czy to znaczy, że państwo jest neutralne technologicznie?
Ja skorzystam jeszcze z okazji, aby ponowić złośliwe pytanie: po co parlamentarzyście żyroskop? Pytanie to zadawałem przy okazji opisywania przetargu na tablety dla senatorów. Kiedy pytałem Kancelarię Sejmu o warunki, jakie musi spełnić tablet dla senatora, pracownicy Biura Prasowego przekonywali mnie, że trzyosiowy żyroskop jest absolutnie niezbędny, bo każda najnowsza zabawka ma taki żyroskop.
Dziennik Internautów przeprowadził nawet sondę. Spytaliśmy wówczas, po co senatorowi potrzebny jest żyroskop. Do chwili pisania tego tekstu w sondzie wzięło udział 307 osób.
Cała ta ankieta i pytania o żyroskopy to oczywiście nie są poważne rozważania. To tylko nieco zabawny sposób, aby pokazać brutalną prawdę - iPady to po prostu drogie zabawki, a polski Parlament chce być instytucją, która zapewni swoim pracownikom najlepsze zabawki. Ta mentalność jest reliktem z końca ubiegłego wieku, kiedy to człowiek "na stanowisku" dostawał najlepsze gadżety dopiero w pracy.
Mamy rok 2012, drugą dekadę XXI wieku. Żywym trendem jest konsumeryzacja - zasada, iż najlepsze gadżety trafiają najpierw "pod strzechy", a dopiero potem do firm i instytucji. Posłowie już dawno powinni mieć iPady "pod strzechą", bo ich na to stać, a jeśli nie mają, to znaczy, że nie są to urządzenia im potrzebne.
Czytaj: Senator musi mieć żyroskop, czyli dlaczego Senat kupuje iPady
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Microsoft pracuje nad własnym smartfonem. Czy uda się nie klonować iPhone'a?
|
|
|
|
|
|