Internetowa Karta Praw - gwarancja wolności czy zbędny dokument?
Na zorganizowanej przez ONZ konferencji Forum Zarządzania Internetem po raz kolejny dyskutowano o konieczności utworzenia Internetowej Karty Praw, mającej gwarantować równość wszystkim użytkownikom internetu. Pomysł rodzi jednak wątpliwości, bo nie wiadomo kto miałby tę kartę stworzyć i jak wynikające z niej prawa miałyby być egzekwowane.
reklama
Jednym ze zwolenników stworzenia takiej karty jest Stefano Rodota, były szef Rady Europejskich Agencji Ochrony Danych. Na konferencji w Atenach powiedział on, że internet pozostaje obszarem konfliktu pomiędzy krajami, a jednocześnie jest największym w historii ludzkości obszarem publicznym. Warunkiem jego właściwego funkcjonowania wydaje się więc wprowadzenie demokratycznych praw dla wszystkich.
Robin Gross z organizacji IP Justice mówił natomiast o takiej karcie praw jak o spisie zasad, które w rzeczywistości obowiązują ludzi od dawna. Te prawa powinny być teraz jedynie przeszczepione na grunt internetu.
Zdaniem Stefano Rodoty ustaleniem takiej karty praw nie powinny zajmować się rządy poszczególnych państw. Głos powinien być oddany raczej internautom, a cała dyskusja powinna się toczyć na poziomie międzynarodowym. Tutaj jednak rodzą się nowe problemy - w jaki sposób w pracach mają uczestniczyć kraje, które nie uznają wolności słowa? Dyskusje na ten temat ciągle trwają.
Pomysł utworzenia Internetowej Karty Praw ma także swoich krytyków. Uważają oni, że postanowień zawartych w dokumencie nie będzie można egzekwować. Poza tym istnieją już podobne traktaty, takie jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka.
Mimo tej krytyki Robin Gross nie ustaje w nawoływaniu do prac nad kartą, która jej zdaniem będzie dobrym punktem wyjścia do tego, aby z czasem wszystkim internautom zagwarantować równe prawa. Nawet jednak, jeśli część Forum przedyskutuje najtrudniejsze kwestie, to na kartę najprawdopodobniej przyjdzie nam czekać latami.