Internauci protestują, ministerstwo ma kłopoty z korzystaniem z internetu
ULV - działająca od kilku lat grupa obrońców wilków - rozpoczęła niedawno kampanię przeciw odstrzałom tych drapieżników w Bieszczadach. Część kampanii toczy się w internecie. Jak się okazało w trakcie protestu, pracownicy Ministerstwa Środowiska (MŚ) mają problemy z korzystaniem z dobrodziejstw internetu.
reklama
Zgoda na odstrzał bieszczadzkich wilków została wydana w grudniu na wniosek miejscowych hodowców. Wydano ją mimo faktu, iż wilki w Polsce są pod całkowitą ochroną.
Co ciekawe, na stronach MŚ jedyną wzmianką na ten temat było krótkie zdanie w przeglądzie prasy - ot, któraś z lokalnych gazet o tym pisała. Spośród urzędów więcej na ten temat umieściła w internecie nawet... ambasada Polski w Tel-Avivie (co prawda tam informacja obecna była jedynie do połowy stycznia).
W związku z zaistniałą sytuacją aktywiści skupieni wokół kampanii ULV wysyłając do ministerstwa protesty, pytali przy okazji, czy decyzja była opiniowana przez Państwową Radę Ochrony Przyrody lub badaczy drapieżników (wiele wskazuje na to, że tak się nie stało) oraz czy Ministerstwo próbowało edukować hodowców w zakresie ochrony stad przed drapieżnikami.
Obsługa e-maili - w Ministerstwie czarna magia
Zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej przedstawiciele Ministerstwa mają obowiązek udostępniania obywatelom informacji publicznej w ciągu 14 dni od złożenia wniosku. Gdyby okazało się to z różnych przyczyn niemożliwe (w przypadku wspomnianych pytań kłopotu z zebraniem danych raczej nie ma - dotyczą niedawnej decyzji, więc nie wymagają ich wyszukiwania), odpowiedź może nadejść w ciągu 2 miesięcy - przy czym w trakcie pierwszych 14 dni powinno zostać wysłane powiadomienie wyjaśniające przyczyny opóźnienia.
Informacja powinna być wysyłana w formie zgodnej z wnioskiem o jej udostępnienie. A więc jeśli internauta wysyła pytanie za pośrednictwem poczty elektronicznej, odpowiedź powinna przyjść via email. Mimo to, nikt z wysyłających zapytanie we wspomnianej sprawie, nie uzyskał odpowiedzi w wyznaczonym prawnie terminie. Część uczestników kampanii ULV wysłała w związku z tym przypomnienie o swoich e-mailach. Również one pozostały bez odpowiedzi.
Czy internauta ma prawo do informacji?
Próba uzyskania komentarza od pracowników Ministerstwa, czy w ogóle biorą pod uwagę zapytania internautów, nie wygląda najlepiej. Odnaleziony na stronach Ministerstwa numer telefonu do rzecznika prasowego jest na przemian nieodbierany i zajęty. Dopiero w sekretariacie MŚ otrzymałem numer telefonu do działu prasowego - ku mojemu zdziwieniu inny, aniżeli na stronach resortu.
Niestety - pracownik działu prasowego nie potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego internauci nie mogą uzyskiwać informacji publicznej. Z pytaniem odsyłają do Centrum Informacji o Środowisku (jednostki podległej Ministerstwu).
Jak się okazuje, również w CIoŚ-ie trudno uzyskać odpowiedź na pytanie dlaczego internauci są ignorowani. Pada natomiast informacja o 30-dniowym terminie odpowiedzi - jednak gdy przypominam o ustawie o dostępie do informacji publicznej, pracownik działu przyznaje, iż w różnych ustawach podawane są różne długości terminów (sic).
Przedstawiciel CIoŚ sugeruje ponadto, że w tej sprawie internauci powinni się w sprawie zwrócić do wojewody, w którego województwie podjęto odstrzał. Gdy przypomniałem mu, że wilki są pod ochroną, więc zgodę wydać może dopiero Ministerstwo - stwierdził, że internauci powinni zwracać się do rzecznika prasowego Ministerstwa, gdyż Centrum Informacji o Środowisku, co prawda udziela informacji o środowisku, ale raczej od strony prawnej. W ten sposób zataczamy błędne koło.
Chaos na stronie Ministerstwa
Obsługa e-maili nie jest jedynym problemem jaki pracownicy Ministerstwa Środowiska mają w styczności z internetem. O ile witryna Centrum Informacji o Środowisku działa dość dobrze i czegoś można się z niej dowiedzieć, o tyle właściwa strona MŚ mocno utyka.
Informacje, które można uzyskać ze strony są niepełne (co widać na przykładzie decyzji dotyczącej odstrzału). Przegląd prasy dostępny jest w formie wydawanych codziennie plików PDF - co utrudnia szybkie przejrzenie wiadomości z kolejnych dni.
Zadbano za to, by internauta mógł szybko znaleźć czego potrzebuje - na stronie znajduje się wyszukiwarka. Ułatwienie? Tylko w teorii. MŚ zdecydowało się bowiem na wykorzystanie wyszukiwarki zewnętrznej (ściślej mówiąc Google). Jakie są tego skutki?
Pomijając fakt, iż w ten sposób osoba przeglądająca strony resortu może się natknąć na reklamy komercyjne, takie rozwiązanie sprawia, że omija się najnowsze wiadomości. Zewnętrzny mechanizm nie indeksuje stron na bieżąco, co więcej, miewa przestoje w przyjmowaniu nowych stron - co osoby zajmujące się pozycjonowaniem mogły zaobserwować ostatniej jesieni.
Na dodatek, niemożliwe jest chronologiczne posegregowanie danych. Wynik tego jest taki, iż szukając osób zajmujących określone stanowisko, bądź pracujących w określonych działach często można się natknąć na dane z poprzednich kadencji. I o ile w tym przypadku może jeszcze pomóc data umieszczona na stronie, o tyle w przypadku zmiany stanowiska już w czasie obecnej kadencji internauta po prostu zostanie wprowadzony w błąd.
"Nie mamy technologii"
Gdy w piątek zapytałem pracowników działu prasowego Ministerstwa o problemy z użytkowaniem strony i nieaktualne dane na niektórych podstronach usłyszałem, iż "wczoraj lub przedwczoraj" została podjęta decyzja, iż strona będzie zmieniana. Nie wiadomo jednak kiedy dokładnie to nastąpi - co jest związane m.in. z budżetem MŚ.
Skontaktowałem się jednak również z webmasterem strony. Zapytany o kłopot z nieaktualnymi danymi uzyskiwanymi w wyszukiwarce i o to, czy nie można by na bieżąco jakoś oznaczać strony, które tracą aktualność odpowiedział, iż w Ministerstwie brakuje odpowiedniej technologii...
Czerwony Kapturek
Warto wspomnieć o tle sprawy, przy okazji której wyszedł na jaw stosunek ministerstwa do internautów. Otóż zanim decyzja została podjęta w lokalnych bieszczadzkich mediach kilkukrotnie pojawiały się doniesienia tworzące nastrój niczym w horrorze o wilkołakach. Jedno z doniesień mówiło o rzekomym ataku wilków na nastolatka. Później okazało się, że wiadomość była typową plotką (jak napisała o sprawie Gazeta Wyborcza "okazuje się, że nastolatek szedł nocą do domu i czegoś się przestraszył. Zatrzymał więc jadącego samochodem kuzyna i po jakimś czasie zobaczyli w światłach samochodu wilki"). Ciekawostka, ale jakże wymowna.
Tymczasem ministerstwo się rozpędza - po wilkach wydano zgodę na odstrzał 30 żubrów - również chronionych. Jak zauważają niektórzy - w tym świetle, całkiem jasnym staje się dlaczego jakiś czas temu z nazwy "Ministerstwa Ochrony Środowiska" znikł środkowy wyraz...
Sama kampania ULV istnieje od roku 2000, a część akcji, jaka się w jej ramach odbywa prowadzona jest przez internet. Bliższe informacje o aktualnym proteście przeciw odstrzałom można znaleźć na stronie www.ulve.z.pl