Firma Google rozważa oznaczenie tych wyników wyszukiwania, z których zniknęły dane na temat ludzi korzystających z "prawa do bycia zapomnianym". Wydaje się to ciekawym kompromisem między prawem do prywatności a prawem do informacji.
reklama
W ubiegłym miesiącu Europejski Trybunał Sprawiedliwości wydał wyrok, który bardzo wiele zmienił dla Google. Trybunał orzekł, że wyszukiwarka odpowiada za dane osobowe w wynikach i może być traktowana jak "administrator danych osobowych". Co więcej, Google może być zobowiązana do usunięcia wyników niewygodnych dla danej osoby, nawet jeśli linki w Google prowadzą do informacji legalnie opublikowanej na innych stronach.
Firma Google poważnie potraktowała wyrok i udostępniła nawet formularz do zgłaszania linków do usunięcia. W efekcie napłynęły do niej dziesiątki tysięcy wniosków o usunięcie wyników. Niestety wiele z tych wniosków może pochodzić od osób, które chciałyby po prostu ukryć niewygodne informacje na swój temat. Przykładowo nieuczciwi przedsiębiorcy albo politycy chętnie ograniczyliby internautom dostęp do pewnych informacji.
Google już wcześniej zapowiadała, że nie uwzględni wszystkich próśb o usunięcie linków. Nie pozwoli na zwykłą cenzurę wyszukiwarki. Firma będzie usuwać te linki, które dotyczą spraw przestarzałych czy mniej znaczących z innych powodów. Wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wyraźnie dał do zrozumienia, że "prawo do bycia zapomnianym" nie powinno szkodzić prawu do informacji.
Przedwczoraj Guardian poinformował, że Google rozważa jeszcze jedną rzecz. Firma może zamieścić w wynikach wyszukiwania informację, że pewne linki zostały z tych wyników usunięte na czyjś wniosek. Byłby to ciekawy kompromis pomiędzy prawem do informacji, a prawem do bycia zapomnianym. Internauta miałby ograniczony dostęp do linków, ale przynajmniej wiedziałby, że jakieś informacje zostały usunięte z Google (Guardian, Google search results may indicate 'right to be forgotten' censorship).
Firma Google już teraz informuje, jeśli usunie linki z powodu praw autorskich. Jeśli wpiszemy do wyszukiwarki frazę "adele mp3", na dole strony z linkami zobaczymy następującą informację.
Można się domyślić, że informacja o usunięciu linków na temat osób będzie wyglądała podobnie.
Ponadto Google może publikować informacje o usuwanych linkach w swoim raporcie przejrzystości. Wydaje się to również dobrym pomysłem.
Oczywiście znajdą się osoby, które będą ostro krytykować pomysł oznaczania moderowanych wyników. Jeśli wpiszę do wyszukiwarki jakieś nazwisko i zobaczę informację o usuniętych linkach, może to wzbudzać różne podejrzenia. Te podejrzenia mogą być gorsze od linków, jakie z wyszukiwarki usunięto. Trudno mówić o "prawie do bycia zapomnianym", jeśli gdzieś pozostanie informacja o tym, że coś zapomniano.
Niestety są i takie osoby, które "prawo do bycia zapomnianym" nazywają jednym, krótkim słowem - cenzura! Niektórzy komentatorzy, zwłaszcza spoza UE, uważają wyrok ETS za początek końca wolności słowa w sieci. Oni stoją na stanowisku, że nie powinno się tak po prostu ukrywać istnienia legalnie opublikowanej informacji, jaka by ta informacja nie była.
Jeśli spojrzymy na te dwa skrajne stanowiska, to zrozumiemy, że Google naprawdę szuka kompromisu. Kompromis to niestety takie rozwiązanie, z którego wszyscy będą troszkę niezadowoleni.
Czytaj także: Czy Trynkiewicz ma prawo do bycia zapomnianym przez Google?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|