Decyzja firmy Google o przeniesieniu swojej wyszukiwarki na serwery w Hongkongu została odebrana jako policzek wymierzony Państwu Środka. Jednak na Wall Street mało kto cieszył się z wtorkowej decyzji. Inwestorzy zaczęli wyprzedawać akcje spółki, bo jej skutki są proste do przewidzenia: chiński rząd zablokuje dalszy rozwój Google’a, a to oznacza zero zysków z jednego z największych i najbardziej perspektywicznych rynków świata.
Od dawna Google to nie tylko wyszukiwarka. Trudno dziś znaleźć firmę medialną, dla której amerykański gigant nie byłby konkurentem. Firma ma wrogów prawie wszędzie. Jak pokazuje jej historia, często na własne życzenie.
Sprawa Chin pokazała, że żądni pieniędzy inwestorzy nie przejmują się obroną praw człowieka i raczej nie wesprą w tej sprawie Google’a. Decyzji firmy nie poparł żaden z amerykańskich koncernów. Nie tylko spośród tych, które są obecne w Chinach, ale nawet spośród tych, które nie robią tam interesów. Co więcej, niektórzy wykorzystali sytuację, by utrzeć nosa Google’owi. Nie bardzo rozumiem, czemu miałoby to służyć – odniósł się do pomysłu opuszczenia chińskiego rynku Steve Ballmer, prezes konkurencyjnego Microsoftu. Przy innej okazji przekonywał z kolei, że chińska cenzura nie jest wcale tak ostra, jak twierdzą niektórzy.
Ale nie tylko Microsoft, który cenzuruje wpisy na blogach, współpracuje przecież z chińskim rządem. Kierowany przez Steve’a Jobsa Apple zgodził się na blokadę niektórych aplikacji, by móc sprzedawać Chińczykom iPhone’a. Yahoo! posunął się najdalej, udostępniając dane internauty, który w 2005 r. ujawnił rządową instrukcję, jak pisać o masakrze na placu Tiananmen. Mężczyzna został skazany na 10 lat więzienia. Firmy nabrały wody w usta, bo żadna nie chce zostać wyrzucona z chińskiego rynku. To kłopotliwa kwestia, ale trzeba jakoś z tym żyć – mówi prof. Janusz Filipiak, prezes Comarchu, który też robi tam biznes, pytany o łamania praw człowieka. – Wiele osób i państw chciałoby, aby Chin nie było, ale one przecież są. Można zrezygnować i nie wchodzić na tamtejszy rynek, ale one za chwilę wejdą do nas.
Norm Johnston, szef globalnych operacji internetowych Mindshare, będącej częścią GroupM, jednej z największych agencji mediowych na świecie mówi DGP, że Google swoimi obecnymi działaniami stara się po prostu znaleźć kompromisowe rozwiązanie, które pozwoli im podtrzymywać wizerunek firmy nieczyniącej zła, ale jednocześnie wciąż trzymać rękę na pulsie chińskiego rynku. Jest on tak duży i rośnie tak szybko, że zajmowanie nawet drugiego miejsca za chińską wyszukiwarką Baidu daje niezwykle dochodową pozycję. To, co widzimy teraz, to krótkookresowa strategia, która ma pozwolić Google’owi zostać w grze, ale na ich własnych warunkach – uważa.
Więcej na ten temat w Forsal.pl, w tekście pt. Google - spółka medialna, która ma wrogów prawie wszędzie.
Michał Fura
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|