ESKA TV bez pozwolenia wyemitowała teledysk grupy Slums Attack, została pozwana, więc ta sprawa powinna być bardzo prosta. Cały przemysł rozrywkowy powinien krzyczeć o piractwie, złodziejstwie i stracie artysty. Tak nie jest, bo naruszenia dokonała telewizja, a nie szary obywatel.
reklama
To kolejny tekst z cyklu Absurdy własności intelektualnej (AWI).
* * *
Dziennik Internautów informował w przeszłości o sporze między raperem Peją a telewizją ESKA TV. Chodzi o to, że ESKA TV wyemitowała teledysk z piosenką Evergreen i nie spodobało się to raperowi, który nie chce być kojarzony z komercyjną telewizją. Peja jest producentem wspomnianego teledysku, nie zgadzał się na wyemitowanie go w telewizji i nie dostał wynagrodzenia za emisję. Najwyraźniej doszło do naruszenia.
Sprawa trafiła do sądu i media określiły ją jako "precedensową", ale naszym zdaniem ona wcale nie była taka precedensowa. Telewizja udostępniła utwór bez zgody twórcy i nawet się tego nie wypiera. To jest chyba naruszenie. Fakt, że mogła go dokonać telewizja, nie czyni naruszenia mniejszym czy znacząco innym niż np. przy naruszeniu w sieci. Ba! Czyni je nawet poważniejszym, bo w telewizji pracują ludzie obeznani z mediami, którzy powinni mieć na uwadze takie rzeczy jak prawa autorskie. Poza tym ESKA TV zarabia na swojej działalności.
Gazeta Wyborcza poinformowała dziś o postępach w sporze sądowym. Sędzia Janusz Jezierski namawiał strony do ugody i nawet zasugerował liderowi grupy Slums Attack, że ten powinien zrezygnować z przeprosin w Rzeczpospolitej i Wyborczej. Dlaczego? Zdaniem sędziego fani rapera raczej po te tytuły nie sięgają (!!!).
Telewizja ESKA TV wcale nie czuje się winna. Jej prawnik zaczął tłumaczyć, że wyemitowanie teledysku mogło nawet pomóc w promocji muzyki Peji. ESKA TV użyła zatem tego argumentu, jakiego często używają środowiska pro-pirackie, gdy przekonują, że artysta nie ponosi strat w wyniku dodatkowych udostępnień.
Nawet Wyborcza zauważa, że od strony prawnej spór pomiędzy Peją i ESKA TV jest bardzo prostym przypadkiem. Doszło do udostępnienia czyjegoś utworu i autor domaga się zadośćuczynienia. Nagle jednak okazuje się, że telewizja nie uważa naruszenia praw autorskich za coś złego, a sędzia śmie sugerować artyście, że jego fani nie czytają gazet. Na marginesie dodam, że znam osoby, które kiedyś słuchały Slums Attack, nadal mają do tego zespołu sentyment, ale są już po studiach, mają odpowiedzialne zajęcia i czytają gazety. To się jednak zdarza.
Moim zdaniem to nagłe przemieszczenie wartości jest niesmaczne. Jeśli ktoś udostępni w internecie plik i robi to w celu niekomercyjnym, przedstawiciele przemysłu rozrywkowo-medialnego nazwą taką osobę złodziejem i piratem. W Europie proponowano już przyśpieszone karanie naruszeń praw autorskich, nawet z pominięciem sądu. Osoby dokonujące przypadkowych udostępnień trafiają w Polsce na celownik organów ścigania. Jest przyzwolenie na zastraszanie ludzi w imię walki z piractwem (copyright trolling). Artyści domagają się nawet takich kar dla piratów jak obcinanie palców.
Co się jednak stanie, kiedy naruszenia dokona telewizja? Ojej! Nagle się okazuje, że to udostępnienie było dobre dla artysty. Nagle potrzeba ugodowego rozwiązania sprawy, a sędzia wstrzymuje się z podjęciem decyzji przeciwko tej "pirackiej" stronie sporu. Ba! Sędzia jeszcze sugeruje, że skarżący twórca i tak adresuje swoje piosenki do półgłówków, którzy nie czytają gazet. Coś tu chyba jest nie tak.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|