Nowoczesny wibrator może być sterowany smartfonem, a to oznacza zbieranie danych o użytkownikach i wysyłanie ich na serwery... hen daleko. Czy producent jednego z takich wibratorów wystarczająco dobrze informował klientów o swoich praktykach?
reklama
Jeśli ludzkość była w stanie stworzyć internet przedmiotów to było dość oczywiste, że prędzej czy później ktoś wykorzysta tę ideę w celach związanych z szeroko pojętą erotyką. I wykorzystał. Firma We-Vibe stworzyła wibratory sterowane za pomocą smartfona przez połączenie Bluetooth. To nic specjalnego, to było do przewidzenia.
Oczywiście aplikacje mobilne lubią zbierać informacje o użytkownikach. Najwyraźniej aplikacja We-Vibe monitoruje i zapisuje informacje na temat używania wibratora. Tak wynika z pozwu, który wniesiono do Sądu Okręgowego w Illinois. Osoba występująca z pozwem poskarżyła się na to, że producent seks-zabawki nie informuje wyraźnie o zbieraniu danyc. Może to być naruszeniem zarówno praw stanowych jak i federalnych. O pozwie napisał serwis Ars Technica i na jego stronach znajdziecie kopię pozwu.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że dane z aplikacji wibratora nie są szczególnie wrażliwe. Czy na pewno? Przede wszystkim są to informacje o czasie i częstotliwości korzystania z urządzenia. Są to również informacje o wybranych trybach pracy - wibracje, pulsowanie, cha cha, szczyt, fala, echo... dużo tych opcji! Jeśli połączymy to wszystko z adresem e-mail użytkownika(!!!) to robi się naprawdę gorąco. Informacje są wysyłane na serwery w Kanadzie i oby były tam bezpieczne. Jeśli nie są, lada dzień Twoi współpracownicy mogą głupio żartować o cha-chy, falach i szczytach.
Poza tym istnieje tryb "podłączonego kochanka" w ramach którego partnerzy mogą wysyłać sobie wiadomości, uczestniczyć w wideoczatach i zdalnie kontrolować urządzenie We-Vibe. Aplikacja zapewnia, że takie połączenie jest "bezpieczne".
Cała komunikacja przechodzi przez serwery We-Vibe. Jest to właściwie dość oczywiste, ale osoba występująca z pozwem chyba jako pierwsza zadała sobie pytanie, czy to jest naprawdę bezpieczne połączenie?
Firma We-Vibe jeszcze nie odpowiedziała na pozew. Najwyraźniej media opisały sprawę zanim pismo o pozwie dotarło do producenta wibratorów.
Na blogu We-Vibe zamieszczono wczoraj jedynie notkę, że prywatność klientów jest ważna dla firmy i ma ona zamiar przejrzeć swoje praktyki związane z ochroną danych. Kolejne wersje aplikacji do sterowania wibratorem mają mieć nowe komunikaty na temat pozyskiwania i wykorzystywania danych użytkowników.
I tak świat stał się lepszy. Nawet jeśli powód nie wygra sprawy to świat dostrzegł nowy problem - bezpieczeństwo danych w świecie wibratorów sterowanych smartfonami.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Ta dziura w platformie ZUS była znacznie gorsza niż sierpniowy "wyciek-którego-nie-było"
|
|
|
|
|
|