Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Dama z łasiczką i prawa autorskie - czy DI zrobił błąd, broniąc przeróbek?

06-10-2014, 11:04

Domena publiczna nie istnieje! Prawa autorskie są niezbywalne! To przykłady argumentów, które przedstawiają ludzie przekonani do pewnych racji po stronie Fundacji Czartoryskich zabraniającej przerabiania "Damy z łasiczką". Wyjaśnijmy - czy naprawdę prawa autorskie mogą mieć zastosowanie do obrazu z XV wieku?

robot sprzątający

reklama


W ubiegłym tygodniu w cyklu "Absurdy własności intelektualnej" opisałem historię pewnego grafika, który został pozbawiony nagrody w konkursie. Stało się tak, gdyż Fundacja Książąt Czartoryskich uważa, że ma prawo zabronić przerabiania zdjęć obrazu "Dama z łasiczką". W tekście na ten temat stanąłem po stronie grafika, który wykorzystał dzieło z tzw. domeny publicznej.

Domena publiczna nie istnieje?

Absurd tkwiący w opisanej sytuacji został dostrzeżony przez wiele osób, ale byli i tacy, którzy bronili Fundacji. W czasie weekendu dostałem kilka e-maili od osób oburzonych moją rzekomą niekompetencją. Jeden e-mail był nawet dość obraźliwy, tzn. nadawca miał zamiar mnie obrazić, ale jakoś się nie przejąłem tym, co miał do napisania o mojej kondycji umysłowej.

Obrońcy racji Fundacji Czartoryskich wskazywali, że "nie ma czegoś takiego jak domena publiczna" albo że "prawa autorskie są niezbywalne". Również w blogosferze znajdziemy takie wpisy, które krytykują moją niekompetencję. Tadeusz Ludwiszewski  dość wyraźnie zasugerował, że nie miałem pojęcia o art. 16 prawa autorskiego. Pan Ludwiszewski opisał sprawę na tyle mętnie, że można odnieść wrażenie, iż przywołany przepis znacząco zmienia sytuację. Hmmm....

Pozwólcie, że odpowiem na krytykę. 

Po pierwsze, mam całkowitą świadomość, że w polskim prawie nie istnieje termin "domena publiczna". Jest to termin nieprawniczy oznaczający pewien obszar twórczości, z której można korzystać bez ograniczeń wiążących się z autorskimi prawami majątkowymi. Nawet jeśli w polskim prawie nie ma pojęcia "domena publiczna," to nie znaczy, że nie istnieje w Polsce twórczość, którą można do domeny publicznej zaliczyć. Możemy powiedzieć, że w prawie nie ma terminu "domena publiczna", ale nie możemy powiedzieć, że domena publiczna nie istnieje. 

Prawa osobiste i majątkowe

Przejdźmy do kwestii niezbywalności praw autorskich. Bardzo często krytycy Dziennika Internautów powołują się na tę legendarną niezbywalność, gdy piszemy o domenie publicznej lub o materiałach urzędowych. Czy prawa autorskie naprawdę są tak bardzo niezbywalne? Ehem... gdyby prawa autorskie były niezbywalne, nie dałoby się ich sprzedać ani przekazać. Więc jak to naprawdę jest?

Ta legendarna niezbywalność dotyczy praw autorskich osobistych (nie majątkowych). Ten rodzaj praw bardzo krótko i trafnie objaśnia prawnik Olgierd Rudak jako "prawo do bycia autorem utworu, chwalenia się tym i czucia dumy". To jest niezbywalne! 

Prawa autorskie osobiste są regulowane art. 16 ustawy o prawie autorskim. Jest to ten artykuł, który według Tadeusza Ludwiszewskiego jest mi nieznany. Tak się składa, że ja akurat go znam. 

Art. 16. Jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, autorskie prawa osobiste chronią nieograniczoną w czasie i nie podlegającą zrzeczeniu się lub zbyciu więź twórcy z utworem, a w szczególności prawo do:

1) autorstwa utworu,
2) oznaczenia utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem albo do udostępniania go anonimowo,
3) nienaruszalności treści i formy utworu oraz jego rzetelnego wykorzystania,
4) decydowania o pierwszym udostępnieniu utworu publiczności,
5) nadzoru nad sposobem korzystania z utworu.

Tak, rzeczywiście jest taki przepis, ale w przypadku zamieszania z "Damą z łasiczką" nie ma on żadnego znaczenia. 

Przede wszystkim prawa osobiste przysługują twórcy, a w przypadku "Damy z łasiczką" twórca nie żyje. Poza tym, jak zauważa również Olgierd Rudak, prawo do zachowania integralności utworu w zasadzie nie odnosi się do tworzenia dzieła zależnego. Na dobitkę dodajmy, że "Dama z łasiczką" powstała w czasach, kiedy nie było prawa autorskiego, a art. 124 ustawy o prawie autorskim mówi o tym, do jakich utworów można stosować przepisy ustawy. 

No i jest jeszcze art. 2 ust. 2 ustawy o prawie autorskim. Mówi on, że rozporządzenie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego, chyba że wygasły autorskie prawa majątkowe (czyli nie te, o których mówi art. 16). 

Czartoryscy nie zarządzali prawami Leonarda

Zapewne w tym miejscu ktoś mi wskaże art. 78 ustawy, który wspomina, że "Twórca, którego prawa osobiste zostały zagrożone, może żądać zaniechania działania". Ten sam przepis wspomina, że po śmierci twórcy z powództwem o ochronę praw osobistych może wystąpić rodzina lub np. organizacja, która zarządzała prawami twórcy.

Obawiam się, że w przypadku Leonarda nie ma takiej organizacji, która "zarządzała prawami autorskimi zmarłego twórcy". Z pewnością tą organizacją nie jest i nigdy nie była Fundacja Czartoryskich.

Fundacjo! Czekamy na oświecenie

Oczywiście nie uważam się za człowieka wszechwiedzącego. Wcale nie wykluczam, że ktoś mądrzejszy ode mnie wskaże mi jakiś przepis, który stoi za racjami Fundacji. Chętnie wówczas poznam ten przepis, czegoś się nauczę, a następnie opiszę to w cyklu "Absurdy własności intelektualnej". Byłoby czymś niezwykle głupim, gdyby istniało prawo, przyznające komuś moc decydowania o przeróbkach reprodukcji renesansowego obrazu. 

Sonda
Czy wierzysz, że domena publiczna nie istnieje?
  • tak
  • nie
wyniki  komentarze

Nie wykluczam, że Fundacja Czartoryskich potrafi jakoś niezwykle sprytnie uzasadnić swoje roszczenia co do decydowania o losach reprodukcji "Damy z łasiczką". Pytałem o to Fundację w ubiegłym tygodniu i wciąż czekam na odpowiedź. Naprawdę jest jej ciekaw. 

Z danych na stronie Urzędu Patentowego RP wynika, że Fundacja Czartoryskich wystąpiła do Urzędu o ochronę znaku towarowego słownego oraz graficznego związanego z "Damą z gronostajem" (zgłoszenia z numerami TOW: 400801 oraz TOW: 403998 znajdziecie w wyszukiwarce UPRP). To może częściowo tłumaczyć, jaki rodzaj "własności intelektualnej" Fundacja uważa za swój. Chyba jej się wydaje, że obraz Leonarda powinien być jej znakiem na tej samej zasadzie, na jakiej firma Apple uważa symbol jabłka za swój. Powiedzmy sobie szczerze, że taka sytuacja byłaby wysoce absurdalna. 


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. DALL-E



fot. DALL-E



fot. Freepik



fot. DALL-E



fot. DALL-E