Sceny zamieszek w Lhasie - stolicy Tybetu - a także relacje zagranicznych mediów o zajściach w chińskiej prowincji stały się powodem zablokowania dostępu do YouTube dla internautów Państwa Środka. Nie wszystkich jednak udało się uciszyć.
Tybetańczycy ponownie wyszli w piątek na ulice Lhasy, by zaprotestować przeciwko chińskiej obecności w prowincji.
W 1949 roku armia Chińskiej Republiki Ludowej wkroczyła do niepodległego Tybetu ustanawiając tam chińską kontrolę. Prowincja posiada od 1965 roku status regionu autonomicznego, jednak w rzeczywistości nie ma to większego znaczenia.
Po tym, jak w serwisie YouTube pojawiły się filmy z demontracji, jakie miały miejsce w Lhasie oraz tych organizowanych na znak poparcia w miastach poza Chinami, władze Państwa Środka postanowiły całkowicie zablokować dostęp do amerykańskiego serwisu - podaje agencja AP.
Chińskie media, a także chińskie serwisy wideo nie informowały o zajściach w Tybecie, przez co działały bez problemów. Rząd Chin nie skomentował faktu nałożenia blokady na YouTube.
Władzom Państwa Środka nie udało się jednak wprowadzić całkowitej blokady informacyjnej związanej z zamieszkami w Tybecie. Na tysiącach blogów pojawiły się wpisy od pełnego solidaryzmu z Tybetańczykami, aż do całkowitego potępienia ich działań. Niektórzy oskarżyli nawet Dalajlamę o podsycanie antychińskich nastrojów i wzywanie do demonstracji.
Po tym, jak w sobotę Chiny potwierdziły śmierć 10 uczestników demonstracji w Lhasie, w Stanach Zjednoczonych pojawiły się głosy nawołujące do bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, które odbędą się w sierpniu br. Zdanie takie wyraził m.in. amerykański aktor Richard Gere.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|