Wielką rolę w ograniczeniu dostępu dzieci do treści szkodliwych mają rodzice i państwo nie może ich tu zastąpić - mówił minister cyfryzacji Michał Boni, komentując doniesienia na temat ministra sprawiedliwości, który chciałby cenzurowania internetu. Pomysł pochodzący z Wielkiej Brytanii jest coraz ostrzej krytykowany także na wyspach.
reklama
W ubiegły poniedziałek Dziennik Internautów pisał o brytyjskich planach domyślnego filtrowania pornografii na poziomie dostawców internetu. Tym pomysłem zaraził się polski minister sprawiedliwości Marek Biernacki, który zaproponował zastosowanie podobnych filtrów w Polsce.
Obecnie jest jasne, że minister cyfryzacji Michał Boni nie będzie stał murem za tą propozycją.
Na konferencji prasowej, która dotyczyła finansowania kościołów, szef Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji został zapytany o filtrowanie pornografii i przyznał, że jest to poważny problem, ale filtry nie będą dobrym rozwiązaniem.
- Nie chodzi o filtry, ale o skuteczne przeciwdziałanie problemowi. W Polsce mamy już mechanizmy przeciwdziałania: do Dyżurnet.pl, zespołu NASK (Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej) można zgłaszać przypadki łamania prawa – mówię tu o pornografii. W zeszłym roku Dyżurnet.pl reagował 690 razy. To dotyczyło oczywiście tylko polskich serwerów – zwalczanie takich treści na obcych serwerach wymaga poprawiania współpracy międzynarodowej, co też trzeba robić.
Ponadto Michał Boni dodał, że wielką rolę w ograniczeniu dostępu dzieci do treści szkodliwych mają rodzice i państwo nie może ich tu zastąpić.
Warto także zauważyć, że w Wielkiej Brytanii zaczyna montować się opozycja przeciwko proponowanemu filtrowaniu.
Firma Andrews and Arnold zajmująca się dostarczaniem usług internetowych postanowiła zaprotestować w bardzo ciekawy sposób. Poinformowała swoich klientów, że mają oni do wyboru: niefiltrowany internet albo filtrowany. W celu uzyskania tego drugiego powinni zmienić operatora lub... wyjechać do Korei Północnej, gdzie internet jest filtrowany. Firma nie bierze pod uwagę oferowania cenzurowanego internetu (zob. TechEye, British ISP tells "Kim Jong Cameron" to jog on).
Ponadto BBC już zauważyło, że system filtrowania chwalony przez premiera Davida Camerona ma powiązania z firmą Huawei i chińskim rządem. Oczywiście to nie oznacza, że technologia sama w sobie jest zła. Pytanie tylko, czy stosując podobne rozwiązania, państwa demokratyczne będą mogły mieć zastrzeżenia do wolności słowa Chinach?
Na koniec piosenka, którą brytyjski muzyk Dan Bull opublikował jako list do premiera Camerona w sprawie cenzurowania internetu:
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Dentystka chciała blokować komentarze pacjentów prawami autorskimi. Nie wyszło
|
|
|
|
|
|