Bloger naraził się Gemiusowi
Marek Futrega, bloger, niejednokrotnie krytykujący różne firmy, naraził się Gemiusowi za opublikowanie obszernych statystyk badania Megapanel PBI/Gemius, zarezerwowanych dla płatnych odbiorców. Co ciekawe, wyniki badania oraz adres strony do wyników, opublikowany przez Futregę, nie były zabezpieczone. Mimo to Gemius szuka prawnika, który udowodni, że Futrega jest cyberprzestępcą.
"Włamanie"
Wszystko zaczęło się od wpisu na blogu Marka Futregi pt. "Niepublikowane! statystyki! i trendy! polskiego! internetu!". We wpisie tym Futrega przedstawił obszerne dane dotyczące różnych stron WWW, które nie były nigdzie publikowane, ponieważ nie pozwalają na to warunki, na jakich Gemius sprzedaje wyniki swoich badań.
Futrega uzyskał dostęp do tych niepublikowanych statystyk zmieniając ostatnie cyfry w adresie, jaki znajdował się w pasku adresu przeglądarki. Bloger najpierw zrobił to ręcznie, a potem napisał skrypt, który sprawdzał adresy za niego. Co ważne, strony na których znajdowały się statystyki, nie były chronione w żaden sposób, poza tym, że Gemius nie umieścił na swojej witrynie hiperłączy do tych stron. Futrega oczywiście skrytykował takie zaniedbanie.
Gemius szykuje zemstę
Na blogu firmy Gemius Sylwia Szmalec, będąca specjalistą ds. public relations, opisała działanie Futregi jako wątpliwe pod względem legalności. Możemy tam również przeczytać, że
Kwestie włamań na serwery z wykorzystaniem luk i błędów programistów mogą stanowić ciekawy przedmiot badań dla prawników, stanowiąc przyczynek do stworzenia precedensu.
Dalsza część wpisu stanowi ofertę dla prawnika, który chciałby reprezentować Gemiusa w sprawie przeciwko Markowi Futredze i udowodnić, że "pobranie danych z serwerów Gemius" (jak to określiła Sylwia Szmalec) było zachowaniem naruszającym obowiązujące w Polsce normy prawa karnego lub cywilnego.
Bloger broni się twierdząc, że zastosowany przez niego sposób pobrania danych daleki jest od "włamań", bo czy można nazwać włamaniem wpisanie adresu strony do przeglądarki?
Sprawę skomentował także Piotr Waglowski, prawnik z serwisu Vagla.pl. Zwraca on uwagę na to, że przez tajemnicę przedsiębiorstwa rozumie się w polskim prawie "nieujawnione do wiadomości publicznej informacje (...), co do których przedsiębiorca podjął niezbędne działania w celu zachowania ich poufności". Dane Gemiusa były publicznie dostępne, a przedsiębiorca nie podjął żadnych niezbędnych działań w celu zachowania ich poufności. Trudno zatem mówić w tym przypadku o naruszeniu tajemnicy przedsiębiorstwa.
Nie pierwsze zaniedbanie Gemiusa
Wielu komentatorów nie ma wątpliwości co do tego, że to, co zrobił Futrega trudno nazwać włamaniem, a sam Gemius niepotrzebnie nagłaśnia sprawę. Wątpliwości może budzić natomiast fakt, że Futrega nie poinformował najpierw operatora strony o niedopatrzeniu, ale od razu opublikował swoje odkrycie. Jak sam twierdzi, zrobił to, gdyż sytuacja nie miała miejsca po raz pierwszy.
Gdybym po raz kolejny tak po prostu zwrócił uwagę na lukę - pisze na swoim blogu Futrega - czułbym się jak darmowy kontroler jakości i antykompromitacji Gemiusa. Wcześniej zwracałem uwagi na błędy i luki, nie pisząc nawet o nich tutaj. Tym razem Gemius musi zapłacić za niedbalstwo.