Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Badacz nie chce promować swojej pracy z powodu praw autorskich - AWI

21-09-2015, 15:41

Dziennikarz pyta badacza o badania i wyniki. Czy badacz się ucieszy? Niekoniecznie. Czasem badacz nie jest pewien, czy może omówić swoją pracę nie naruszając praw autorskich wydawcy...

To kolejny tekst z cyklu "absurdy własności intelektualnej".
* * *

Odkrycia naukowe teoretycznie stanowią dobro całej ludzkości. To cegiełki wiedzy o świecie, jaką posiadł cały nasz gatunek. Jest tylko jeden problem. Nasz gatunek wymyślił sobie prawa autorskie, by informacje o pewnych cegiełkach zachować dla tych, którzy zapłacą. Może to utrudniać dostęp do wiedzy. 

Naukowiec nie wie, czy wydawca pozwolił

Przekonał się o tym Ernesto, jeden z redaktorów serwisu TorrentFreak. Kilka tygodni temu zauważył on w sieci streszczenie ciekawego artykułu pewnego badacza. Niestety cały artykuł był dostępny za opłatą. Ernesto chciał opisać te badania, więc zwrócił się do ich autora z prośbą o przesłanie kopii artykułu. Cóż... tak się czasem robi. 

Badacz odmówił przesłania kopii artykułu powołując się na prawa autorskie wydawcy. Ernesto spróbował skontaktować się z wydawcą, ale niestety nie udało mu się tą drogą dostać do artykułu. Dziennikarz wrócił więc do badacza i zadał pytania o jego badania - o metodologię, wyniki itd. To przecież wystarczy, bo opisać osiągnięcie.

Niestety autor badań znów odmówił. Nie wiedział czy wydawca zgodziłby się na taką rozmowę z dziennikarzem, a nie chciał mieć kłopotów. Nie trzeba tłumaczyć, że ostatecznie zniechęciło to dziennikarza do pisania artykułu.

Prawa autorskie: niepewność i strach

Ta prosta historia dobrze obrazuje dwa problemy związane z prawami autorskimi. Pierwszym problemem jest złożoność praw autorskich, która zawsze rodzi niepewność. Wiem, że wielu Czytelników DI wystąpiłoby teraz z pozycji autorytetów mówiąc: "Przecież wydawca nie miał prawa zabraniać rozmowy z dziennikarzem". Cóż... nawet jeśli nie miał prawa, to nie wiemy czy nie próbowałby "robić problemów", a naukowiec chce po prostu spokojnie wykonywać swoją pracę. Łatwo jest pouczać innych, ale nikt nie chce być tym, kto będzie testował tolerancyjność wydawcy.

Z perspektywy "zwykłego użytkownika" prawa autorskie są bardzo niejasne. Spotkałem się kiedyś ze stwierdzeniem, że w żadnej innej dziedzinie prawa nie padają tak często słowa "to zależy". Czy to działanie jest naruszeniem? To zależy. Czy mogę? To zależy. Oczywiście prawnicy to tacy ludzie, którzy bardzo często mówią "to zależy", ale prawa autorskie często dotykają nie-prawników. 

Niejasne prawo przestaje spełniać swoją funkcję. Prawo ma przecież ustalać zasady w taki sposób, aby ludzie mogli zasady rozumieć i stosować. Jeśli te zasady stają się płynne, nie sposób ich stosować. Rodzą się dwie reakcje obronne - negowanie "głupiego" prawa (np. społeczna zgoda na piractwo) albo unikanie naruszeń za wszelką cenę (naukowiec woli nie rozmawiać z dziennikarzem). 

Ta niejasność prawa autorskiego jest wzmacniana przez przez głupawe roszczenia, które my w Dzienniku Internautów określamy jako AWI (absurdy własności intelektualnej). AWI sprawiają, że nawet rzeczy niewątpliwie stają się wątpliwe.

Dobrze będzie podać przykład. Wszyscy wiemy, że "Dama z łasiczką" Leonarda da Vinci to obraz z domeny publicznej. Dziedzictwo ludzkości. A jednak pewna polska fundacja uważa, że ten obraz jest jej własnością intelektualną (sic!).

Fundacja była do tego stopnia pewna swoich praw do obrazu, że wmówiła innej organizacji, iż przerabianie tego obrazu wymaga jej zgody. Druga organizacja uwierzyła i nieistniejące prawa do obrazu zostały zastosowane do pewnego konkursu. Dziennik Internautów opisywał ten przypadek. Trochę się buntowaliśmy i nawet sami opublikowaliśmy kilka przerobionych "Dam z łasiczką" nadesłanych przez Czytelników. Niezależnie od tego pewna polska fundacja nadal twierdzi, że ma szczególne prawa do tego obrazu. Niektórzy będą jej wierzyć. Ze strachu. 

Nauka vs prawa autorskie

Osobnym problemem są zasady współpracy naukowców z wydawcami czasopism naukowych. W wielu przypadkach wydawcy jednak pozwalają naukowcom rozmawiać z dziennikarzami. Niemniej dochodzi do tego, że pewne fragmenty nauki są trudniej dostępne z powodu praw autorskich. Lawrence Lessig, znany krytyk praw autorskich, podnosił ten problem już przed laty. Naukę tworzą ludzie często opłacani z budżetów państw, ale efekty ich pracy czasem należą do prywatnych firm i trzeba płacić za dostęp do nich. 

Teoretycznie prawa autorskie powinny być impulsem do tworzenia. Powinny też sprawiać, że dzieła żyły w obiegu kulturowym. W opisanej wyżej historii naukowca i dziennikarza zaszło coś odmiennego. Akurat dla naukowca podstawowym impulsem do działania często nie jest chęć zysku. Prawa autorskie nie ułatwiają również udostępniania wiedzy, albo nawet informacji o tym, że ta wiedza gdzieś jest.

Nawet wydawcy czasopisma naukowego powinno zależeć na wypromowaniu badań i artykułu, ale w tym przypadku prawa autorskie i strach przed nimi wcale tego nie ułatwiły.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *