Problem z dostępem do gazet, które opisywały wycieki z NSA, mają żołnierze amerykańscy. Wynika to rzekomo ze standardowych procedur, ale czy taka cenzura w XXI wieku nie jest zbyt archaiczna?
reklama
Jak zareagujesz, słysząc, że w XXI wieku żołnierzom ogranicza się dostęp do niektórych gazet? Brzmi to dziwnie. W przypadku e-gazet niby łatwiej to zrozumieć, ale jednak wygląda to na rodzaj prewencyjnej cenzury.
Żołnierze amerykańscy w bazie Presidio of Monterey zauważyli ostatnio, że nie mają dostępu do Guardiana, czyli jednej z tych gazet, które stały za wyciekami dotyczącymi PRISM i kontaktowały się z Edwardem Snowdenem.
Sprawę zbadała lokalna gazeta Monterey Herald. Dowiedziała się ona od rzecznika Armii Gordona Van Vleeta, że Guardian rzeczywiście został zablokowany i zapewne nie dotyczy to tylko bazy w Monterey, ale całej Armii USA.
Zdaniem rzecznika "Departament Obrony rutynowo podejmuje prewencyjne środki higieny sieciowej", ale nie ustala, jakie strony jego personel może odwiedzać, tylko polega na automatycznych filtrach. Użycie automatycznych filtrów nie wydaje się tak drastyczne, jak celowe zablokowanie jakiejś strony, niemniej efekt obydwu działań jest podobny.
Żołnierz przed flagą - zdjęcie z Shutterstock.com
Mimo wszystko można wątpić, czy armia nie postarała się o zablokowanie Guardiana. Monterey Herald dowiedział się od swoich własnych źródeł z Presidio, że pracownicy bazy otrzymali e-maile informujące o zablokowaniu Guardiana. W tych e-mailach znajdowały się ostrzeżenia przed pobieraniem na wojskowe komputery tajnych dokumentów, gdyż musiałoby to uruchomić pracochłonne procedury obejmujące zniszczenie dysku.
Ponadto e-maile ostrzegały, że świadome pobranie tajnego materiału na ogólnodostępny komputer wiąże się z groźbą postępowania dyscyplinarnego (zob. Monterey Herald, Restricted web access to The Guardian is Armywide, officials say).
Wszystkie ustalenia gazety z Monterey rysują dość niepokojący obraz, który przedstawia najnowocześniejszą armię świata, w której panuje archaiczne myślenie o wolności słowa i tajności dokumentów.
Cenzurowanie wojskowym dostępu do e-gazet jest zwyczajnie naiwne. Nawet wojskowy rzecznik w odpowiedzi dla gazety przyznał, że "na swoim komercyjnym połączeniu" jest w stanie czytać Guardiana. Być może brak dostępu do tej gazet w pracy utrudnia wojskowym śledzenie nowin o PRISM, ale z pewnością znają oni temat.
Poza tym naiwna jest wiara, że tajny dokument pozostaje tajny, jeśli jego treść trafi do internetu. W tym miejscu należałoby się zastanowić, czy w erze globalnej sieci nie powinna istnieć procedura odtajniania tego, co de facto straciło swoją tajność. Jak można grozić wojskowemu postępowaniem dyscyplinarnym za pobranie dokumentu, który każdy zwykły obywatel może wkleić na swojego bloga jako materiał zaczerpnięty z prasy?
Czytaj: Wywiad powstrzyma wycieki tajnych dokumentów? NSA wdraża "zasadę dwóch osób"
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Robot Kibo leci w kosmos, by zabawić astronautę. To maskotka i projekt badawczy - wideo
|
|
|
|
|
|