BSA i ZPAV kontra Partia Piratów czyli światy
W zeszłym tygodniu odbyła się debata, w której wzięli udział przedstawiciele Partii Piratów, Business Software Alliance i Związku Producentów Audio i Video. W dyskusji na temat piractwa i DRM po obydwu stronach padły już znane nam do bólu stwierdzenia i argumenty. Mimo to warto się przyjrzeć tej dyskusji.
Wspomniana debata przypominała trochę debaty polityczne, których zasadniczą cechą jest to, że od początku wiadomo, iż oponenci nie dojdą w żadnym punkcie do porozumienia. Trzeba przyznać, że w debacie zadano kilka ciekawych pytań, ale na te najciekawsze moim zdaniem w ogóle nie udzielono odpowiedzi. Każdy może zresztą ocenić to sam. Skrócony zapis debaty i materiał wideo jest dostępny w serwisie PC World Komputer.
Jak napisałem wcześniej, w dyskusji nie padł żaden argument, który wnosiłby coś nowego do sporu pomiędzy posiadaczami praw autorskich i ludźmi żądających prawa do swobodnego kopiowania utworów. Nowością był jednak sam fakt tak bezpośredniej konfrontacji pomiędzy tymi stronami.
Ta bezpośrednia konfrontacja pokazała, że zarówno "Piraci" jak i obrońcy praw autorskich mówią tak naprawdę o dwóch różnych rzeczach. Obrońcy praw autorskich skupiają się na prawie twórcy do otrzymania wynagrodzenia. "Piraci" mówią natomiast o swobodzie użytkownika do odtwarzania i kopiowania dóbr kultury.
Co z tego wynika? Dla obrońców praw autorskich ewentualne problemy z DRM-ami są mało istotnym efektem ubocznym przy wielkiej sprawie, jaką jest zapobieganie kradzieżom własności intelektualnej. "Piraci" z kolei widzą finansowe uszczuplenia wynagrodzeń twórców jako mało istotny efekt uboczny towarzyszący walce o wielką sprawę, jaką jest prawo do swobodnego kopiowania.
W mojej opinii obie strony debaty bardzo, ale to bardzo upraszczają całą sprawę. Obie strony mówią o swoich racjach tak, jakby były one oczywiste. Tymczasem coraz większa liczba komentatorów zaczyna dostrzegać to, że technologia i nasz sposób patrzenia na kwestie własności doszły w wyniku rozwoju cywilizacji do pewnego krytycznego momentu. Powstał konflikt, który trzeba rozwiązać i wcale nie będzie to łatwe.
Na koniec przyznam się, że lekko zdziwił mnie udział we wspomnianej debacie przedstawiciela ZPAV, a nie jakiejś innej organizacji. Niestety akurat ta organizacja sama pewne problemy z przestrzeganiem praw autorskich. To daje argument do ręki tym, którzy sądzą, że to po prostu "ci od praw autorskich" są źli.