Prokurator naciskał na więzienie dla Aarona Swartza, wiedząc, że jest to człowiek załamany. Skąd ta surowość? Dobrą odpowiedź daje prof. Lawrence Lessig, który zauważa, że w dzisiejszym świecie naruszenia praw autorskich są przestępstwem, podczas gdy sprawcy kryzysów finansowych są przyjmowani na obiadach w Białym Domu.
reklama
Wciąż wiele emocji wzbudza samobójstwo, jakie popełnił Aaron Swartz, znany programista i aktywista, oskarżony o pobranie z biblioteki JSTOR 4-5 milionów artykułów naukowych z zamiarem opublikowania ich w sieci P2P. Władze USA zareagowały w tym przypadku bardzo ostro, jak zawsze gdy chodzi o prawa autorskie. Swartzowi groziło nawet 30-35 lat więzienia, nazywano go przestępcą i zarzucano mu "kradzież" milionów dolarów.
Tragedia wywołała dyskusję o granicach egzekwowania praw autorskich, ale obok tej dyskusji narastają kontrowersje związane z postępowaniem, jakie w sprawie Swartza prowadzono. Coraz częściej mówi się o nadgorliwości prokuratury, ale to nie wszystko.
Andrew Good, były prawnik Aarona Swartza, powiedział agencji Associated Press, że informował prokuratora stanu Massachusetts o ryzyku samobójstwa Swartza. Miało to miejsce około roku temu. Prokurator miał odpowiedzieć Goodowi, że trzeba będzie wsadzić Swartza do więzienia i tam będzie on bezpieczny.
Inny prawnik Swartza - Elliot Peters - mówił dziennikarzom o tym, jakie ugody proponował Swartzowi prokurator. Programista mógł uniknąć procesu, gdyby zgodził się na pół roku więzienia i przyznał do 13 stawianych mu zarzutów. Brak zgody oznaczał proces i nawet ponad 30 lat więzienia (zob. AP, Mass. lawyer: Told prosecutor Swartz suicidal).
Samobójstwo Aarona Swartza nasiliło krytykę sposobu egzekwowania odpowiedzialności za naruszenia własności intelektualnej, choć dopiero w obliczu tragedii wiele osób zdaje się dostrzegać problem.
Warto w tym miejscu przypomnieć choćby sprawę Jamie Thomas-Rasset, która została ukarana karą finansową 222 tys. dolarów za udostępnienie w sieci 24 plików. Najgorsze jest to, że naruszenia mogły faktycznie dokonać niczego nieświadome dzieci kobiety. Jeszcze gorsze było jednak to, że amerykański sąd uznał tak nieproporcjonalną karę za rozsądną.
Zadajmy sobie pytanie - co sprawiło, że prokurator był w stanie naciskać na wsadzenie do więzienia nieszkodliwego geeka na nawet kilkadziesiąt lat? Co sprawiło, że doświadczony sędzia uznaje za rozsądne nakładanie na "zwykłą" kobietę kary ponad 9 tys. dolarów za każdy udostępniony plik?
Stojące za tym zjawisko świetnie objaśnił prof. Lawrence Lessig, twórca licencji Creative Commons. Po prostu przemysł praw autorskich bardzo długo powtarzał wszystkim, że ten, kto udostępnia innym dzieło chronione prawami autorskimi, jest "przestępcą", czyli człowiekiem z tej samej kategorii co złodziej, gwałciciel albo morderca. Było to powtarzane tak długo, że niektórzy naprawdę w to uwierzyli. Tymczasem nie tylko ostre karanie, ale nawet mówienie o "przestępstwie" wydaje się poważnym wypaczeniem.
Oto jak argumentuje to prof. Lessig we wpisie na swoim blogu:
Powiedziano nam, że "własność", którą Aaron "ukradł", była warta "miliony dolarów" - z podpowiedzią i sugestią, że jego celem było czerpanie zysków z przestępstwa. Ale ktokolwiek twierdzi, że są pieniądze do zarobienia na zbiorze ARTYKUŁÓW NAUKOWYCH, jest idiotą albo kłamcą.
(...)
Dla przypomnienia, żyjemy w świecie, w którym architekci kryzysu finansowego regularnie jedzą obiady w Białym Domu - oraz gdzie nawet ci postawieni przed "sądem" nie muszą przyznawać się do robienia czegokolwiek źle, nie mówiąc już o określaniu ich "przestępcami".
W tym świecie pytanie, na które rząd musi odpowiedzieć, dotyczy tego, czy było tak bardzo konieczne nazywanie Aarona "przestępcą".
Oczywiście te słowa profesora nie są zachętą do poszukiwania i rozliczania osób odpowiedzialnych za kryzys finansowy. Istotne jest skupienie się na sprawie Aarona Swartza, który mógł być potraktowany na równi z najgorszymi terrorystami, nie będąc w ogóle złym człowiekiem. Właściwie był to człowiek, który chętnie oddawał innym efekty swojej pracy, wcale nie żądając za to milionów.
Co do jednego Lessig z pewnością ma rację - nie da się zarobić milionów na artykułach naukowych. Opublikowanie ich w sieci P2P z pewnością nie spowodowałoby milionowych strat po stronie JSTOR. Można w ogóle wątpić w to, czy te artykuły byłyby czytane, gdyby je udostępniono.
Skoro nie da się w ten sposób zarobić milionów, dlaczego Aaronowi Swartzowi można było zarzucać kradzież dóbr wartych miliony? Dlaczego politycy i antypiraci naprawdę wierzą w to, że na odtwarzaczu MP3 da się zmieścić dobra warte miliardy dolarów?
Odpowiedź jest prosta. Przyjęte dziś myślenie o ochronie własności intelektualnej po prostu nie jest racjonalne. Ono opiera się na pewnej idei, że "pirat to przestępca". Pirat może spowodować załamanie przemysłu rozrywkowego tak samo, jak w średniowieczu obecność czarownicy powodowała nieurodzaj w wiosce. Racjonalność obydwu tych poglądów jest podobna.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|