W Stanach Zjednoczonych masowe pozwy przeciwko internautom są na porządku dziennym. W ten sposób w amerykańskich sądach pozwanych zostało już ćwierć miliona obywateli, którzy rzekomo dzielili się filmami czy muzyką bez stosownych licencji. Niewątpliwie dla sądów oznacza to spore obciążenie, dlatego też starają się one dość rygorystycznie podchodzić do spraw.

W maju zeszłego roku podjęta została decyzja, w której sąd stwierdził, że adres IP nie jest wystarczającym dowodem przeciwko konkretnej osobie - nie jest on bowiem jej przypisany. Dlatego też nie jest możliwe pozyskiwanie danych posiadaczy kont od dostawców internetu. Z kolei w sierpniu inny sąd uznał, że powód powinien najpierw upewnić się, że wszyscy pozwani zamieszkują w jurysdykcji danego sądu.

Czytaj także: Czy pornografia podlega prawom autorskim?

Okazuje się jednak, że na przeszkodzie stanąć mogą znacznie bardziej prozaiczne powody. Tarik Hashmi z Transnational Law Group składał na Florydzie pozwy w imieniu wytwórni filmów dla dorosłych. Łącznie jest ich 27. Teraz jednak wszystko wskazuje na to, że zostaną one przez sąd odrzucone. Adwokat praktykuje bowiem prawo w tym południowym stanie najprawdopodobniej bez stosownej licencji. Oznacza to, że złożone przez niego pozwy nie mają żadnej mocy prawnej, jeśli zarzut okaże się zasadny - informuje TorrentFreak.

Sąd wstrzymał więc na razie wszystkie dalsze sprawy wniesione przez Hashmiego do czasu wyjaśnienia jego statusu. Zakazał mu także wnoszenia kolejnych spraw oraz pracy nad tymi, które już w sądach się znajdują - nie może więc zawierać żadnych ugód ani przyjmować jakichkolwiek płatności.

Nie oznacza to jednak wcale, że internauci wskazani w pozwach Hashmiego mogą spać spokojnie. Na Florydzie na pewno nie brak adwokatów, którzy stosowne licencje na działalność w tym stanie posiadają.

Czytaj także: Szwecja: Policja pozna dane każdego, kto dzieli się plikami?