Google Buzz oraz Google Street View - dwie popularne i stosunkowo młode usługi amerykańskiej firmy znalazły się ponownie na cenzurowanym. Pod adresem obu z nich nie szczędzono oskarżeń o naruszanie prywatności, w przypadku tej drugiej kilka spraw trafiło nawet do sądu, a w Japonii firma została zmuszona do ponownego sfotografowania miast, tym razem jednak z tak obniżoną kamerą, by zdjęcia nie uwieczniały tego, co się dzieje w domach.

Teraz sprawa wydaje być jeszcze poważniejsza. Dyrektor generalny firmy - Eric Schmidt - otrzymał pismo podpisane przez urzędników zajmujących się ochroną prywatności obywateli z dziesięciu państw. Inicjatywa wyszła z strony Kanady - tamtejsza Komisarz ds. Prywatności Jennifer Stoddard znana jest z walki z wielkimi firmami w obronie praw obywateli jej państwa. Kilkukrotnie stoczyła, wygrane zresztą, potyczki z Facebookiem.

>> Czytaj także: Kanada: Facebook znów na cenzurowanym 

Odpowiednicy pani Stoddard z Francji, Niemiec, Irlandii, Izraela, Włoch, Holandii, Nowej Zelandii, Hiszpanii oraz Zjednoczonego Królestwa zaapelowali do Google o stosowanie się do podstawowych zasad dotyczących prywatności użytkowników podczas prac nad kolejnymi usługami - informuje BBC News. Kanadyjska komisarz zauważyła, że amerykańska firma zdaje się zapominać o prawach zwykłych ludzi, gdy tworzy i upublicznia nowe aplikacje czy funkcjonalności.

Zaapelowała ona także do Google o to, by zbierała ona minimalne ilości informacji o konkretnych osobach, a także by łatwo dostępne i jasno sformułowane były zasady, na jakich są one wykorzystywane. Internauci powinni móc także w prosty sposób skasować swoje konta i wszelkie informacje osobiste.

Sygnatariusze listu poprosili firmę o oficjalną odpowiedź. Tej jednak nie ma co oczekiwać, gdyż Google już wypowiedziała się na ten temat, stwierdzając, że nie ma nic do dodania. Przyznano jednak, że w przypadku Buzza popełniono pewne błędy, które szybko zostały poprawione.