Jeśli z zakupionej legalnie płyty zgrasz utwory na komputer, twórca ponosi stratę - to jest oficjalne stanowisko Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Powstaje na tym gruncie ciekawe pytanie - czy kupując płytę, nabywam tylko płytę, czy prawo do korzystania z pewnej własności intelektualnej w granicach prawa?
To kolejny tekst z cyklu Absurdy własności intelektualnej (AWI).
* * *
Jak dobrze wiecie, ciągle trwa dyskusja na temat opłaty reprograficznej, czyli tej opłaty od urządzeń i czystych nośników, która może być rozszerzona na tablety i smartfony.
We wrześniu tego roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zarzekało się, że jeszcze nie ma decyzji w sprawie opłaty. Ministerstwo przyznało jednak, że skłania się ku teorii strat, która jest lansowana przez organizacje takie jak ZAiKS. Ministerstwo i ZAiKS twierdzą, że korzystanie z dzieł w ramach tzw. dozwolonego użytku przynosi artystom straty. Warto pamiętać, że opłata reprograficzna ma wyrównywać straty właśnie z prywatnego kopiowania, nie z piractwa.
Nigdy nie ukrywałem, że ja sam nie zgadzam się z teorią strat. Moim zdaniem dozwolony użytek jest niezbędny do normalnego korzystała z dzieł. Sądzę, że nikt nie kupowałby dóbr kulturowych, z których nie można w pewnym zakresie korzystać. Po co mi film, którego nie mogę obejrzeć z przyjaciółmi? Po co mi muzyka, której nie mogę słuchać zawsze, gdy mam na to ochotę?
Oczywiście moje zdanie nie jest najważniejsze. Wierzę, że w ministerstwie kultury jest wielu mądrych ludzi, którzy znają się na rzeczy. Dlatego właśnie 22 października skierowałem do MKiDN następujące pytanie:
W komunikatach prasowych na temat opłaty reprograficznej MKiDN wskazywało, że artyści ponoszą straty z powodu instytucji dozwolonego użytku. Czy MKiDN dysponuje jakimiś badaniami, raportami lub innymi źródłami wiedzy na temat poziomu tych legendarnych strat?
Przyznacie, że to niezłe pytanie?
Dnia 31 października ministerstwo odpowiedziało mi, że nie ma możliwości dokładnego ustalenia zakresu korzystania z dozwolonego użytku prywatnego. Nie ma zatem możliwości ustalenia tych legendarnych szkód, jakie ponoszą twórcy.
To skłoniło mnie do zadania kolejnego pytania. Skąd w ogóle założenie, że dozwolony użytek powoduje szkody? Zadając to pytanie, posłużyłem się prostym przykładem. Kupiłem płytę i skopiowałem ją na komputer (zripowałem do MP3), aby słuchać kupionej muzyki również z tego urządzenia. Czy zdaniem ministerstwa kultury takie działanie wywołuje szkodę po stronie twórcy? Jeśli tak, to w jaki sposób.
Dziś ministerstwo odpowiedziało na moje pytanie:
W opisanym przez Pana przypadku skopiowanie płyty CD na komputer jest dokonywane w ramach dozwolonego użytku. Wydawcy płyt raczej nie godzą się na ich kopiowanie w ramach umowy licencyjnej. Na płycie lub okładce płyty jest z reguły zastrzeżenie, że kopiowanie jej jest zabronione. Dlatego bez instytucji dozwolonego użytku Pana działanie byłoby bezprawne. Aby mieć płytę w formacie plików muzycznych mp3, WAV czy podobnych, musiałby Pan je nabyć osobno, niezależnie od kupna płyty CD.
Ciekawa odpowiedź. Wychodzi na to, że producenci muzyki mogliby zwyczajnie zabronić mi zripowania płyty, ale nie mogą tego zrobić (bo dozwolony użytek). W tym miejscu - zdaniem ministerstwa - powstaje ich legendarna strata i tę stratę należy wynagrodzić opłatą reprograficzną.
Przedstawione rozumowanie zachęca do zadawania nowych zagadek. Przecież wytwórnie nagraniowe mogłyby zaostrzyć swoje wymagania wobec nabywcy! Na okładce mógłby być napis "Słuchaj tylko 100 razy". Gdyby tak opisaną płytę odsłuchać 101 razy, wytwórnie ponoszą stratę. Czy w takim razie, jeśli wytwórnie zaczną umieszczać na okładce napis "Słuchaj tylko 100 razy", ministerstwo dostrzeże możliwość ponoszenia przez nie strat i stworzy jakąś nową opłatę, która ma te straty wyrównać?
Możemy zadać jeszcze inną zagadkę.
Możecie mi oczywiście zarzucić, że zagadka jest tendencyjna, skonstruowana w celu przepchnięcia określonej tezy. Możecie mówić, że przecież to tylko taka teoretyczna sytuacja, natomiast w praktyce korzystanie z dozwolonego użytku może powodować straty. Czy naprawdę?
Oczywiście zagadka jest złośliwa, ale moim zdaniem ujawnia ona sedno sprawy. Jeśli kupuję płytę, nabywam nie tylko krążek. W rzeczywistości nabywam prawo do korzystania z pewnej własności intelektualnej. Oczywiście, jeśli kupuję zwykłą płytę w zwykłym sklepie, nabywam prawa do osobistego korzystania z utworu. Nie mogę go sobie puścić w swojej kawiarni, nie mogę go skopiować i sprzedawać kopii. Nabyłem jednak prawo korzystania z utworów na użytek osobisty. Czy rozsądne byłoby ograniczanie tego, za co zapłaciłem?
Czy twórca/wydawca powinien mieć prawo całkowicie narzucić mi sposób korzystania z utworu? Czy ma prawo powiedzieć, że powinienem jego płyty słuchać tylko z odtwarzacza określonego typu? A może twórca lub wydawca chciałby mi narzucić ustawienia equalizera albo chciałby mi wskazać głośniki, z jakich powinienem korzystać? Oczywiście twórca czy wydawca mogliby mieć ku temu powody, ale czy wysłuchanie płyty z innych głośników spowodowałoby stratę po ich stronie?
Odnoszę wrażenie, że ministerstwo kultury nie wie albo nie chce wiedzieć, po co jest dozwolony użytek osobisty. On nie jest po to, aby okradać artystów. Jest po to, aby zapewnić możliwość korzystania z dzieł. Gdyby nie było dozwolonego użytku, niemal każde zachowanie melomana czy kinomana mogłoby być naruszeniem praw autorskich. Cała kultura mogłaby przejść do szarej strefy. Z powodów ekonomicznych wielkie wytwórnie mogą wspierać taki schemat myślenia, ale źle się dzieje, gdy ten schemat wspiera ministerstwo kultury.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|