Nie piractwo, ale sposób prowadzenia biznesu stał się powodem pozwów przeciwko serwisowi Grooveshark. Zarabia on legalnie, ale wydawcy nie akceptują każdego modelu zarabiania - podaje serwis TorrentFreak, powołując się na własne źródło. Trzeba przyznać, że jest to teza godna rozważenia.
Pod koniec ubiegłego roku informowaliśmy, że trzy wytwórnie postanowiły pozwać serwis Grooveshark, będący wyszukiwarką muzyki z możliwością odsłuchiwania utworów. Potem serwis musiał wycofać się z rynku niemieckiego, a sąd w Danii zgodził się na zablokowanie Groovesharka. Trudno nie mieć skojarzeń z The Pirate Bay, choć Grooveshark nie wydaje się serwisem aż tak bardzo pirackim.
Ciekawe informacje na ten temat podaje TorrentFreak. Redaktorzy tego serwisu twierdzą, iż rozmawiali z kimś zbliżonym do Groovesharka, kto uważa wszystkie zarzuty wytwórni za bezpodstawne. Człowiek ten twierdzi, że Grooveshark podpisał i ciągle podpisuje umowy z twórcami, pomijając pośredników, jakimi są wydawcy. Oczywiście wydawcom może się to nie podobać i stąd prawny atak.
Drugą rzeczą, jaka nie podoba się wytwórniom, jest według źródła TorrentFreaka model biznesowy Grooveshark.
Serwis zbiera sporo danych o użytkownikach i w niektórych przypadkach wartość danych może odpowiadać kosztom licencji.
- Jeśli 13-latek nie posiada dostępu do muzyki, bo on lub ona nie posiada karty kredytowej, a Grooveshark może zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, by zapłacić wydawcy dzięki ankiecie z kilku pytań, powinno to być czystym pozytywem dla wydawcy, artysty, użytkownika i Groovesharka - mówi informator TorrentFreaka dodając jednak, że wydawcy nie chcą zarabiania w ten sposób. To dla nich zbyt niepewne źródło (zob. TorrentFreak, Grooveshark Fights To Keep Music Open and Unlimited).
Tezy opisane w TorrentFreak mogą brzmieć jak dziwne usprawiedliwienia, ale będą miały sens dla każdego, kto obserwuje od dawna inicjatywy antypirackie. Podmiotami najbardziej wrogo nastawionymi do nowych modeli biznesowych są... wytwórnie muzyczne. Dzieje się tak nie od dziś. Jeśli ktoś próbuje nowego modelu zarabiania, to musi uzyskać "błogosławieństwo" wytwórni. Kto go nie uzyska, ten jest piratem.
Mówi się też, że walka z piractwem ma charakter medialny. Wydawcy lubią przypadki takie, jak Jammie Thomas - oto "zwykła kobieta" została skazana na niewyobrażalnie wysokie odszkodowanie za rzekome pobranie kilku piosenek. Czemu taka kara ma służyć? Służy ona wyrobieniu w społeczeństwie przekonania, że za muzykę trzeba płacić i to w najbardziej tradycyjny sposób.
Przemysłowi muzycznemu w mniejszym stopniu niż The Pirate Bay czy Grooveshark wydają się przeszkadzać takie usługi jak np. Pobieraczek.pl, mimo że dostawca tej usługi zarabia na naruszeniach praw autorskich. Wyjaśnienie tego fenomenu zawarłem kiedyś w opowiadaniu pt. Nabieraczek to zacny serwis. Dla przemysłu rozrywkowego liczy się to, byśmy za muzykę płacili, byśmy postrzegali muzykę tylko jako produkt, którego wykorzystanie musi być nagrodzone w określony sposób.
Przemysł praw autorskich dąży nawet do tego, abyśmy wynagradzali go wielokrotnie za to samo dzieło. Organizacja MPAA przyznała już oficjalnie, że ripowanie płyt DVD nie powinno być legalne, bo zawsze można ponownie kupić już raz kupiony film. Przemysł praw autorskich nie ma również zastrzeżeń do opłat CL, doliczanych do cen urządzeń i nośników do kopiowania. Jednocześnie jednak proponuje się prawne i techniczne ograniczenia dotyczące możliwości kopiowania. Po prostu... musisz płacić. Przemysł chce, byś zawsze płacił.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Startupy rolnicze do dzieła! Wkrótce kolejna edycja Startup Sprint (wideo)
|
|
|
|
|
|