Patologiczne zjawiska typu „copyright trolling” to jedynie wycinek rynku usług antypirackich, a nie jego kwintesencja - pisze w liście do redakcji DI Maciej Chełmiński, Prezes Zarządu Legal24 sp. z o.o. Ten list zasługuje na publikację jako uzupełnienie naszych artykułów na temat walki z piractwem.
reklama
W Dzienniku Internautów dość często pisałem o copyright trollingu, czyli o nadużywaniu praw autorskich w celu zarabiania na zastraszaniu. Wspominałem też o innych nadużyciach, takich jak skandal w Danii związany z działaniami prawnika-antypirata.
Nie raz pisałem o tym, że krytykując takie zjawiska nie mam zamiaru bronić piractwa. Deklarowałem publicznie, że nie jestem piratem. Jestem twórcą i żyję z praw autorskich. Mimo to nie podoba mi się wiele zjawisk, które narosły wokół walki z piractwem. Nie raz już mówiłem, że debata o prawach autorskich nie uwzględnia opinii osób takich jak ja. Nie jestem piratem, a jednak dostrzegam pewne wady praw autorskich i mechanizmów ich egzekwowania.
Wczoraj wieczorem dostałem e-mail od Macieja Chełmińskiego, prezesa Legal24 sp. z o.o. Ta firma świadczy właśnie usługi "antypirackie". Maciej Chełmiński zechciał zwrócić mi uwagę, że opisując patologie związane związane z działaniami antypirackimi nie powinienem tworzyć wizji wyłącznie złego antypiractwa. Zawsze chętnie przyjmuję konstruktywną krytykę toteż uznałem, że dobrze będzie opublikować list pana Chełmińskiego. Oto jego treść.
Szanowny Panie Redaktorze,
z pewnym zdziwieniem przeczytałem konkluzję Pańskiego artykułu pt. „Prawnik-antypirat wykiwał posiadaczy praw autorskich na miliony euro”, opublikowanego 10 grudnia 2015 r. w Dzienniku Internautów, z której wynika, że usługi antypirackie to co najmniej podejrzany biznes, z którego korzyści odnoszą głównie prawnicy. Jest to wyjątkowo jednostronne przedstawienie problematyki usług walki z naruszeniami praw własności intelektualnej.
Istnienie firm, których działalność skupia się na tzw. „copyright trollingu” jest oczywiście faktem. Media chętnie opisują kolejne przykłady nieetycznych działań tych firm, co niewątpliwie jest potrzebe – dzięki temu mniej osób cierpi z powodu ich działalności. Problem polega jednak na tym, że biznes antypiracki w mediach (w tym również w Dzienniku Internautów) przedstawia się wyłącznie jako działalność typu „copyright trolling”, zupełnie przemilcza się zaś fakt, że na rynku usług antypirackich działa szereg firm, które wykonują dobrą, rzetelną robotę dla swoich klientów – prowadzą realną walkę z naruszeniami, doprowadzając do zmniejszenia skali nielegalnych udostępnień przedmiotów własności intelektualnej, jednocześnie działając etycznie i w granicach prawa.
Usługi antypirackie są potrzebne, tak samo jak potrzebne są agencję ochrony, producenci alarmów, monitoringów itp. Piractwo, to nic innego jak kradzież cudzej własności, jaką są prawa autorskie. Skoro nie dziwi nikogo konieczność ochrony dóbr materialnych, w czym specjalizują się właśnie powyższe gałęzie biznesu, tak samo nie powinien budzić zdziwienia fakt, że twórcy, producenci, czy dystrybutorzy własności intelektualnej również chcą korzystać z profesjonalnych usług chroniących ich własność. Usługi antypirackie to nie sposób na zarobek przez sprytnych prawników, a odpowiedź na faktyczne zapotrzebowanie rynku. Skoro państwo nie radzi sobie z walką z przestępczością dotyczącą własności intelektualnej (przypominam, że piractwo, czyli nielegalne udostępnienie przedmiotu własności intelektualnej, jest przestępstwem podobnie jak „pospolita” kradzież), konieczne jest korzystanie z komercyjnych usług specjalistycznych podmiotów. Wielu twórców, producentów i dystrybutorów przedmiotów praw autorskich doskonale zdaje sobie z tego sprawę, świadomie korzystając z takich usług.
Warto więc, aby wyspecjalizowany w sprawach nowych technologii serwis typu Dziennik Internautów, przedstawiał obie strony medalu – piętnował patologię, ale nie zapominał, że patoligiczne zjawiska typu „copyright trolling” to jedynie wycinek rynku usług antypirackich, a nie jego kwintesencja. Wydaje się, że czytelnicy Dziennika Internautów zasługują na przedstawienie wszystkich aspektów powyższego zagadnienia, co odbyłoby się z korzyścią zarówno dla internautów – konsumentów własności intelektualnej, jak i dla twórców. Z pewnością przyczyniłoby się to bowiem do kształtowania prawidłowych postaw konsumentów własności intelektualnej, co, jak mniemam, jest również misją Dziennika Internautów.
Z poważaniem, Maciej Chełmiński, Prezes Zarządu Legal24 sp. z o.o.
Na opublikowanie tego listu zdecydowałem się z dwóch powodów.
Wspomnę jeszcze o dodatkowym, bardziej osobistym powodzie opublikowania tego listu.
Moje teksty o copyright trollingu sprawiały, że dostałem niejeden e-mail. Czasami były to wulgarne pogróżki od anonimowych nadawców. Naprawdę wulgarne. Zdarzało mi się również otrzymywać wiadomości od konkretnych firm, ale e-maili nie podpisano nazwiskiem i firma nie chciała wskazać jaki pracownik to wysłał. Wreszcie zdarzało się, że do moich przełożonych docierały paszkwilanckie donosy na mój temat. Czasami były to niby poważne skargi od kancelarii, w których zwyczajnie nakłamano na temat moich rzekomych propirackich działań i powiązań z osobami, których nawet nigdy nie poznałem lub w ogóle nie mam pojęcia kim są(!).
Nie opisywałem w DI tych pogróżek i kłamliwych donosów. Dlaczego? Bo to oznaczałoby angażowanie się w walkę z pewnymi firmami i kancelariami. Ja takiej walki nie prowadzę i nie mam zamiaru prowadzić. Nie zależy mi na zgnojeniu tego lub innego adwokata czy przedsiębiorcy. Interesuje mnie to, aby zrozumieć pewną patologię i przedstawić wam jak ona działa. Trzeba ją opisać, aby wiedzieć jak się przed nią bronić.
Pan Maciej Chełmiński był pierwszym przedstawicielem firmy antypirackiej, który normalnie się ze mną porozumiał. Było to bardzo miłe z jego strony. Przy okazji obaj ustaliliśmy, że pewnych punktach się zgadzamy. Pan Chełmiński rozumie motywy mojego działania, natomiast ja też rozumiem dlaczego zależało mu na naświetleniu innej strony sprawy.
Odnosząc się do samego listu wspomnę jedynie o jednej rzeczy. Moim zdaniem media wcale nie podejmują chętnie problemu "copyright trollingu". Wiem o tym, bo od lat staram się aktywnie działać, by zwrócić uwagę na ten temat. Z drugiej jednak strony cieszy mnie to, że przedstawiciel firmy walczącej z piractwem też przyznaje, że pewne podmioty psują wizerunek działań antypirackich. Porównanie do agencji ochrony jest ciekawe. Ile to razy narzekamy na ochroniarzy? Możemy narzekać, ale też możemy nie raz być zmuszeni, aby na nich liczyć. Problem piractwa wygląda różnie od różnych stron. Mam tego świadomość.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|