W połowie roku studio Voltage Pictures, twórca filmu The Hurt Locker, złożył pozew do sądu przeciwko 24.583 internautom, którzy rzekomo mieli dzielić się produkcją w sieci, oczywiście bez zgody posiadaczy praw autorskich. Film odniósł w internecie duży sukces, co jest pokłosiem zdobycia 6 Oscarów w zeszłym roku. W Kanadzie udało się wygrać już jeden proces przeciwko dostawcom internetu, którzy zobowiązani zostali do przekazania danych internautów.

Czytaj także: Pozwany za P2P nie żyje

Amerykańscy dostawcy internetu, jedyne organizacje, posiadające informacje odnośnie tego, kto w danym momencie korzysta z danego adresu IP, grały na czas. Co miesiąc udostępniały jedynie dane kilkudziesięciu osób, co zmuszało powodów do ciągłego przedłużania sprawy. Sędzia Beryl Howell, pracująca kiedyś dla RIAA, była temu procederowi przychylna. W końcu jednak straciła cierpliwość i zgody na kolejne przedłużenie nie wydała.

Co to oznacza w praktyce? Sprawa musi zostać zamknięta dla osób, których dane nie zostały przekazane Voltage Pictures. Chodzi zapewne o zdecydowaną większość z ponad 24 tysięcy potencjalnych pozwanych. Wygląda na to, że mogą oni spać spokojnie. Okazuje się jednak, że nie do końca.

Kancelaria Dunlap, Grubb and Weaver, reprezentująca interesy producenta, nadal bowiem zgłasza się do dostawców internetu o przekazanie danych o posiadaczach kont, którzy rzekomo naruszenia się dopuścili. Problem jednak w tym, że najczęściej są to adresy, które z pozwu zostały już wyłączone. O co więc chodzi?

TorrentFreak po rozmowie z kilkoma prawnikami pisze, że działania te są nieetyczne i na pewno nie zostałyby usankcjonowane przez sąd, gdyby ten wiedział, że mają miejsce. Nie ma bowiem obecnie najmniejszego powodu, by ktokolwiek musiał żądać identyfikacji poszczególnych adresów IP. Sama kancelaria nie odpowiada na prośby o komentarz.

Czytaj także: Nawet bez komputera dzielisz się plikami