Wzbierająca fala fake newsów ma służyć osłabieniu poparcia Polaków dla odpierającej rosyjską agresję Ukrainy. Jednak wobec marginalizacji promoskiewskich środowisk nad Wisłą, dezinformacja przybiera formy bardziej wysublimowane, niż te kierowane do społeczeństw zachodnich. Stąd, zamiast narracji o „wojnie domowej, w którą lepiej się nie mieszać”, do polskich użytkowników trafiają treści otwierające historyczne spory i podważające wiarygodność instytucji państwowych.
reklama
Takie wnioski płyną z zorganizowanej przez Polską Agencję Prasową debaty eksperckiej „Dezinformacja w mediach w obliczu wojny”, zamykającej 5. edycję Forum Wizja Rozwoju w Gdyni.
„Od czasu wybuchu pandemii wyraźnie zwiększyła się ilość niezweryfikowanych informacji, które nieustannie docierają do wszystkich obywateli – a inwazja Rosji na Ukrainę dodatkowo spotęgowała to zjawisko. Polska faktycznie jest krajem frontowym, ale w kontekście nieustannej walki z szerzącą się dezinformacją” – powiedziała Anna Gwozdowska, redaktor serwisu #FakeHunter w PAP.
Do szerzenia fake newsów najczęściej wykorzystywany jest internet, co można było zaobserwować na przykładzie niszowych portali, często propagujących wcześniej przeróżne spiskowe teorie dotyczące szkodliwości szczepionek czy sieci 5G. Dziś wiele z nich usprawiedliwia i racjonalizuje politykę Putina.
„Manipulacja faktami, zatajanie niewygodnych danych czy tworzenie tzw. fake newsów towarzyszy wojnom od zawsze, gdyż pozwala obniżyć morale przeciwnika i zmobilizować własne siły. Przecież we wrześniu 1939 roku niektóre polskie gazety donosiły o bombardowaniu Berlina przez polskie samoloty” – przypomniał Wiktor Świetlik, dziennikarz i publicysta.
„Oczywiście takie działanie podejmuje również rząd ukraiński, i to z sukcesami, o czym świadczy bohaterstwo i ofiarność żołnierzy walczących na froncie i przychylność świata zachodniego. Mając tę świadomość, nie zapominajmy jednak, że to Ukraina stała się ofiarą nieuzasadnionej napaści, przez co należy oceniać jej działania zupełnie inaczej niż rosyjskie” – zaznaczył ekspert.
Uczestnicy debaty zauważyli, że przygotowania do agresji na płaszczyźnie dezinformacyjnej służby rosyjskie rozpoczęły znacznie wcześniej, czego przykładem był kryzys na granicy polsko-białoruskiej czy propagowanie negatywnego wizerunku naszego kraju na arenie międzynarodowej.
„Po 24 lutego nastąpiła erupcja wiadomości, przekazywanych czy to w formie łańcuszków w komunikatorach, czy też w filmikach tworzonych przez anonimowych autorów krążących w social mediach. Jednego dnia dowiadywaliśmy się o możliwej reglamentacji paliwa przez polski rząd, drugiego - o planach deportacji z naszego kraju ukraińskich uchodźców, trzeciego - o planach odzyskania Lwowa” – zauważył Adrian Stankowski, dziennikarz „TV Republika” i publicysta „Gazety Polskiej”.
„To wszystko miało zasiać niepewność i osłabić zaangażowanie milionów Polaków w pomoc naszym ukraińskim siostrom i braciom” – dodał.
Eksperci podkreślali, że rosyjska dezinformacja traktuje Polskę jako jeden z głównych celów swojego ataku, chociaż narzędzia, którymi operuje, znacznie różnią się od tych używanych wobec społeczeństw zachodnich.
„Do obywateli nie tylko tradycyjnie prorosyjskich narodów, ale także naszych sąsiadów, czyli Czechów czy Węgrów, kierowana jest narracja: wojna w Ukrainie to nie wasza sprawa, to konflikt wewnętrzny, w który lepiej się nie mieszać. To w Polsce nie działa, więc doczekaliśmy się fake newsów produkowanych z uwzględnieniem jedynie naszej specyfiki” – zauważył Maciej Wośko, redaktor naczelny „Gazety Bankowej” i portalu wGospodarce.pl.
„Ta narracja ma wywołać w nas lęk przed rzekomo potężnym, wschodnim sąsiadem, zmusić do uległości i zdemotywować. Z drugiej strony, kreowany jest wizerunek Polski jako kraju, w który nie warto inwestować, bo za moment może stać się stroną otwartego konfliktu zbrojnego” – dodał dziennikarz.
Uczestnicy debaty zgodzili się, że wszechobecność fake newsów stawia przed tradycyjnymi mediami i agencjami informacyjnymi szczególne zadanie — przeciwdziałania wprowadzania opinii publicznej w błąd i, co najważniejsze, niepowielania niesprawdzonych informacji.
„Wielokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacjami, w których czołowe tytuły prasowe czy stacje telewizyjne, kierując się chęcią opublikowania danego newsa jako pierwsze, sięgały po krążące w internecie, niezweryfikowane materiały. To wielki błąd, gdyż z fake newsami należy walczyć właśnie na etapie ich przenikania z przestrzeni wirtualnej do mediów masowych” – ocenił Wiktor Świetlik.
Z kolei Kinga Pasterniak z GovTech Polska, wskazywała na rosnącą rolę profesjonalnych serwisów analizujących i wyjaśniających potencjalne, fałszywe wiadomości. Jeden z nich, prowadzony przez PAP #FakeHunter.
„W ciągu dwóch lat działalności wspólnego projektu PAP i GovTech Polska wyłapaliśmy ok. 2 tys. nieprawdziwych informacji dotyczących koronawirusa, rynku finansowego, komunikacyjnego czy technologicznego. Obecnie obywatele, gdyż to oni kierują do nas konkretne zapytania, coraz częściej alarmują nas przed aktywnością rosyjskich służb” – powiedziała Kinga Pasterniak.
Innym godnym polecenia projektem tego typu jest także FakeNews.pl.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|