Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Piractwo: milionowe straty w raporcie, którego nikt nie widział

15-03-2011, 13:51

Przemysł rozrywkowy zwykle przekonywał o stratach powodowanych przez piractwo na podstawie raportów o wątpliwiej metodologii. Ostatnio jednak pojawił się raport, którego... nikt nie widział. Przygotowała go firma, o której trudno zdobyć informacje. To nie przeszkadza w cytowaniu raportu.

robot sprzątający

reklama


Dziennik Internautów kilkakrotnie wspominał o wątpliwej metodologii różnych antypirackich raportów.To manipulowanie liczbami nie byłoby godne uwagi, gdyby nie to, że politycy, dyskutując o zmianach w prawie, lubią przywoływać te liczby. Z raportów może wynikać np. że wymiana plików w sieci pozbawi pracy 1,2 mln osób, ale tak naprawdę to liczba wyssana z palca.

Teraz jednak okazuje się, że manipulowanie metodologią ma swoją klasę. Można przecież pójść o krok dalej i w ogóle zrezygnować z pisania raportów. Wystarczy poinformować dziennikarzy o jakimś badaniu i podać chwytliwe liczby.

>>> Czytaj: BPI: Sprzedaż muzyki świetna, ale piractwo przeszkadza

Tak właśnie mogło być w przypadku raportu firmy Sphere Analysis przygotowanego na zlecenie Australian Content Industry Group. Jest to raport legendarny, bo wszyscy o nim mówią, ale nikt go nie widział. Wynika z niego, że 4,8 mln Australijczyków pobiera z sieci nieautoryzowane pliki, co w zeszłym roku spowodowało straty przemysłu na poziomie 900 mln USD. Do roku 2016 straty mają wzrosnąć do 5,2 mld USD. Przerażające.

O raporcie wspomniał australijski The Age w tekście pt. Nation of unrepentant pirates costs $900m. Za nim informacje o raporcie powtórzyły inne media. Na ten raport powołał się już w jednym z wystąpień Robert McClelland, prokurator generalny Australii. To dobry przykład na to, że podobne raporty wpływają na polityków.

Czy McClelland mógł czytać ten raport? Nie wiadomo, ale z pewnością trudno do tego raportu dotrzeć. Przy użyciu standardowych narzędzi wyszukiwania nie znajdziemy go.

O raporcie wspomina m.in. australijski serwis Crikey, który podaje, iż nie można doprosić się kopii raportu od dziennikarzy publikujących informacje na jego temat (zob. Data download: lies, damned lies and piracy reports). Również TorrentFreak próbował dotrzeć do raportu, co się nie udało mimo prób kontaktu z dziennikarzami i organizacjami związanymi z przemysłem rozrywkowym (zob. Secrecy and Darkness Surround Mysterious $900m Piracy Report).

TorrentFreak poszedł jeszcze dalej i próbował ustalić szczegóły dotyczące firmy Sphere Analysis oraz organizacji Australian Content Industry Group. Obydwa podmioty nie mają strony internetowej. Z pomocą Partii Piratów udało się ustalić, że firma o nazwie Sphere Analysis została zarejestrowana 4 miesiące temu i ma związek z inną firmą z rynku nieruchomości.

Istnieją powody, by sądzić, że raport w ogóle nie istnieje. Jeśli faktycznie powstał, powinien być dostępny do pobrania lub przynajmniej kupienia. Dobre zwyczaje nakazują, aby dokumenty, na które powołują się politycy, były poddawane krytyce. Inna sprawa to postępowanie mediów - The Age, a za nim inni, opublikowali bardzo mało wiarygodne informacje, które nie są bez wpływu na toczącą się debatę o przyszłości praw autorskich.

>>> Czytaj: P2P pozbawi pracy 1,2 mln osób? Jak to policzono?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:




fot. Freepik



fot. stockking




fot. Freepik



fot. DCStudio