Ojczyzną copyright trollingu są Niemcy ponieważ w tym kraju prawo sprzyja ponoszeniu odpowiedzialności za sieć bezprzewodową. To się może zmienić i zmiana może uderzyć w cały biznes oparty na wysyłaniu list z wezwaniami do zapłaty za rzekome piractwo.
Czy właściciel routera musi odpowiadać za to, że ktoś dokonał naruszenia używając jego sieci bezprzewodowej? To pytanie wraca co jakiś czas, mimo iż sądy w Polsce już na nie odpowiadały. Wraca, ponieważ prawnicy z branży antypirackiej bardzo chcieliby bezwarunkowej odpowiedzialności za udostępnienie komuś łącza. Istnienie takiej odpowiedzialności uzasadniałoby copyright trolling, czyli rozsyłanie pism z wezwaniami do zapłaty za rzekome piractwo. Nawet jeśli nic nie udostępniłeś to kogo to obchodzi? Płać bo jesteś właścicielem łącza!
Idea takiej odpowiedzialności za Wi-Fi szczególnie dobrze przyjęła się w Niemczech. Z tego powodu Niemcy stały się istną ojczyzną copyright trollingu. Niektórzy polscy adwokaci-trolle otwarcie mówili w mediach, że zapożyczyli pomysł na biznes od kancelarii funkcjonujących za Odrą i współpracowali z firmami z Niemczech. Badacze copyright trollingu uważają nawet, że trolling w USA jest realizowany przez firmy będące tylko "mackami" podmiotów działających w Niemczech.
W tym właśnie kontekście warto wspomnieć, że Niemcy idą po rozum do głowy i mogą zmienić zasady odpowiedzialności za sieci bezprzewodowe. Pisze o tym Spiegel a za nim TorrentFreak. Koalicja rządząca chce takich zmian, które dadzą posiadaczom małych sieci Wi-Fi podobne wyłączenia odpowiedzialności z jakich korzystają operatorzy telekomunikacyjni. Przecież telekom nie odpowiada przecież za to, że "pirat" użył jego sieci by pobrać film. Analogicznie powinno być z właścicielami routerów, szczególnie w miejscach publicznych jak kawiarnie, sklepy czy hotele.
Spiegel pisze, że zmiany proponowane w Niemczech mają związek z opinią Rzecznika Generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie C-484/14.
Ta sprawa dotyczy Tobiasa Mc Faddena, który niedaleko Mochachium ma sklep ze sprzętem oświetleniowym i nagłaśniającym. W tym sklepie jest dostępna sieć Wi-Fi, której ktoś użył do pobrania piosenki. Czy w tej sytuacji właściciela sklepu można było uznać za "pośrednika", który nie odpowiada za przekaz? Rzecznik Generalny stwierdził, że tak. Jego zdaniem nie było jest ważne, czy udostępnianie sieci bezprzewodowej jest promowaną przez przedsiębiorcę usługą, czy tylko towarzyszy głównej działalności.
Jeśli Niemcy faktycznie przyjmą nowe zasady to może to być istny wstrząs dla niemieckiego rynku copyright trollingu. Co ważniejsze dla nas, może to być sygnał otrzeźwiający dla niektórych polskich prawników-antypiratów, wciąż promujących tezę o tym, że właściciel łącza zawsze odpowiada za piractwo. Wreszcie należałoby podkreślić, że niektóre podmioty z rynku niemieckiego prowadzą biznes w Polsce. Jeśli racjonalizacja niemieckiego prawa uderzy w ich przychody to może to pomóc także Polakom.
Dziennik Internautów publikował już opinie prawników na temat odpowiedzialności za Wi-Fi. Pisaliśmy też orzeczeniach Sądu Najwyższego na ten temat oraz o ciekawym wyroku ze Słupska. Przedstawiane przez nas opinie i orzeczenia były właściwie zgodne co do jednego - skoro nie ma w Polsce obowiązku zabezpieczenia łącza Wi-Fi to trudno jest winić kogoś za to, że łącza nie zabezpieczył. Co więcej, trudno uznać niezabezpieczenie łącza za "pomocnictwo" w naruszeniu praw autorskich.
Mimo to niektórzy prawnicy wciąż forsują tezę o odpowiedzialności za łącze. W pismach od firmy Lex Superior radca Magdalena Baraniecka przekonywała, że "odpowiedzialność za wyrządzoną szkodę ponosi nie tylko ten, kto ją bezpośrednio wyrządził, lecz także ten, kto był pomocny osobie, która wyrządziła szkodę". Te słowa miały sugerować, że właściciel łącza może być z automatu uznany za osobę "pomagającą w naruszeniu", ale wielu prawników ma wątpliwości co do takiej idei pomocnictwa.
Z kolei adwokat Artur Glass-Brudziński zasłynął rozsyłaniem pism, w których stosowano pojęcie "sprawca lub Właściciel Łącza Internetowego (WLI)", czyli zdaniem pana adwokata samo bycie właścicielem łącza wystarcza by czuć się winnym dokonania naruszenia! Ciekaw jestem czy pan adwokat byłby podobnego zdania, gdyby ktoś skorzystał z jego routera do naruszenia prawa? Czy pan mecenas byłby gotów wówczas powiedzieć: "tak, to moja wina, odpowiem jako WLI"?
Zmiany zachodzące w Niemczech mogą być sygnałem pewnego istotnego trendu. Zmieniają się pokolenia polityków i zmieniają się pokolenia sędziów. Nikomu nie trzeba już tłumaczyć czym jest router. To wszystko sprzyja bardziej ludzkiemu spojrzeniu na problem odpowiedzialności za Wi-Fi. Oczywiście wciąż wiele może się wydarzyć i ciągle nie ma ostatecznego wyroku w sprawie Tobiasa Mc Faddena. Musimy też pamiętać, że copyright trolling to ogromny rynek i zapewne związane z nim osoby będą zabiegać o zablokowanie zmian w prawie.
Idea odpowiadania za naruszenia dokonane przez inne osoby jest po prostu chora. Czy właściciel samochodu powinien odpowiedzieć za spowodowanie śmierci, jeśli jakaś osoba ukradnie jego samochód i przejedzie nim kogoś na pasach? Owszem, niektóre kraje przewidują kary dla kierowców za niezamykanie auta, ale nadal jest to coś innego niż pociąganie do odpowiedzialności za cudzy czyn. Nawet gdyby miało istnieć prawo nakazujące zabezpieczanie sieci Wi-Fi to w razie niezabezpieczenia powinna być odpowiedzialność za brak zabezpieczeń, nie za cudzy czyn.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|