Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Google obniży ranking "pirackich" stron, czyli cenzura przez samoregulację

13-08-2012, 08:08

Stało się - Google na prośbę przemysłu praw autorskich zmieni swoje algorytmy w taki sposób, aby obniżyć w wynikach wyszukiwania pozycję stron oferujących nieautoryzowane materiały chronione prawem autorskim. Czy to uderzy także w pozycję YouTube? Ot, zagwozdka...

robot sprzątający

reklama


Google nie od dziś pilnie współpracuje z przemysłem filmowym i rozrywkowym. Wiadomo, że ponad milion URL-i miesięcznie znika z Google na prośbę posiadaczy praw autorskich. Google cenzuruje również autouzupełnianie oraz Google Instant w taki sposób, aby utrudnić wyszukiwanie fraz rzekomo pirackich.

Przez wiele lat Google opierała się namowom przemysłu muzycznego, aby dokonać ingerencji w algorytmy wyszukiwania. Przemysł chciał czegoś, co sam określił "priorytetem dla legalnych treści". Ludzie spoza przemysłu muzycznego powiedzieliby o "karaniu stron uznanych za pirackie".

Czytaj: Google - więcej antypirackiej cenzury

Opór Google został złamany. W ubiegły piątek organizacja MPAA zrzeszająca największe wytwórnie filmowe ogłosiła, że Google planuje lepiej "priorytetyzować legalne treści". MPAA nie zagłębia się jednak w wyjaśnianie, na czym to ma polegać.

Wyjaśnienie znajdziemy na jednym z blogów Google. Po prostu, jeśli posiadacze praw autorskich zgłoszą Google link do zablokowania i zgłoszenie to zostanie uznane za autentyczne, wpłynie ono na ranking strony w wynikach wyszukiwania. Innymi słowy - strony, które często publikują pliki kwestionowane przez posiadaczy praw autorskich, będą gorzej traktowane przez Google.

Google i MPAA starają się robić wrażenie, że po raz kolejny mamy do czynienia z "miękką samoregulacją" dotyczącą piractwa. W istocie po raz kolejny obserwujemy wprowadzenie narzędzia do cenzury na prośbę posiadaczy praw autorskich. Wiąże się z nim kilka problemów.

Problem 1 - działania antykonkurencyjne

Łatwo wyobrazić sobie atak na dowolną legalną stronę z użyciem nowego mechanizmu. Załóżmy, że jest to strona z materiałami wideo, taka jak YouTube. Jako posiadacz praw autorskich mogę incognito założyć tam konto, nawrzucać swoich własnych materiałów i potem je zakwestionować. Efekt? Obniżę pozycję strony w wyszukiwarce! To może być strona konkurencyjna dla mojej legalnej usługi, więc mógłbym zwyczajnie uderzyć w konkurencję.

Problem 2 - gdzie wyłączenie odpowiedzialności?

Amerykańska ustawa DMCA, na podstawie której działa Google, jest skonstruowana tak, że jeśli ktoś usunie treści na prośbę posiadaczy praw autorskich, to unika odpowiedzialności (notice and takedown).

Podstawowa idea mechanizmu notice and takedown została właśnie zniszczona. Pomimo że treści zostaną usunięte, ktoś poniesie odpowiedzialność, tzn. jego pozycja w wyszukiwarce zostanie obniżona. W ten sposób "miękka samoregulacja" zaczyna wprowadzać efekty wychodzące poza założenia przewidziane w prawie.

Problem 3 - YouTube

YouTube to najlepszy przykład legalnej usługi, która umożliwia publikowanie plików nieautoryzowanych. Jest to jednak usługa od Google i czy firma będzie w stanie karać własną stronę za dużą liczbę zgłoszeń od posiadaczy praw autorskich? Spójrzmy prawdzie w oczy - YouTube na tym nie ucierpi. Co najwyżej ucierpią jego konkurenci. Wracamy tu do problemu nr 1.

Sonda
Obniżanie rankingu stron "pirackich" w Google to
  • nadużycie pozycji dominującej Google
  • rozsądna decyzja
  • coś, co mnie nie obchodzi
wyniki  komentarze

Problem 4 - przejrzystość

Google twierdzi, że jej obecne działania antypirackie są przejrzyste, gdyż firma publikuje dane dotyczące zgłoszeń od posiadaczy praw autorskich. Tak naprawdę jednak nikt nie wie, jak działają algorytmy Google i nikt się tego nie dowie. Nie wiemy też, w jakich warunkach Google zgodziła się na zmiany w algorytmie.

Na początku tego roku wyszło na jaw, że w Wielkiej Brytanii prowadzono poufne rozmowy dotyczące cenzury wyszukiwarek, a tematem tych rozmów było m.in. pierwszorzędne traktowanie stron certyfikowanych, oferujących licencjonowane treści. Brzmi znajomo? To było w UK, ale automatycznie nasuwają się pytania o to, czy podobne rozmowy nie toczyły się w USA.

Nie wiedząc, co działo się za kulisami, nie możemy powiedzieć, czy Google "uległa" posiadaczom praw autorskich, czy też może "dogadała się z nimi", aby wzmocnić pewien monopol i może nawet odnieść z tego korzyści. Tak czy owak to jest coś znacznie poważniejszego niż "miękka samoregulacja".

Don't be evil?

Czytaj: Milion torrentów z książkami, filmami, muzyką od Internet Archive. To legalne!


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:








fot. Freepik



fot. Freepik



fot. Freepik