Organizacja US Copyright Group (USCG) dostała zgodę na identyfikację internautów pobierających film "The Expendables". Prawnicy dysponują tysiącami adresów i nie jest wykluczone, że podejmą próbę wszczęcia najbardziej masowego procesu dotyczącego osób wymieniających się plikami. Dziwne, że przy takiej akcji sąd nie obawia się błędów.
reklama
W Dzienniku Internautów wspominaliśmy już, że US Copyright Group (USCG) w imieniu wydawców filmu "The Expendables" może pozwać tysiące osób. Teraz musimy się poprawić. Prawnicy czyniący sobie zarobek ze straszenia internautów mogą pozwać nawet ponad 23 tys. osób.
Informacje na ten temat podaje Wired. Z prezentowanego przez serwis dokumentu wynika, że sąd w Kolumbii zgodził się na ujawnienie danych dotyczących wszystkich internautów pobierających film "The Expendables". Mówiąc precyzyjniej - sąd zgodził się na to, aby operatorzy ujawnili osoby kryjące się za adresami IP wskazanymi przez USCG.
Wired dotarł do listy adresów obejmującej 23322 adresów IP obsługiwanych przez różnych amerykańskich operatorów, od AT&T począwszy na Windstream Communications skończywszy (zob. także Wired, Biggest BitTorrent Downloading Case in U.S. History Targets 23,000 Defendants).
Najprawdopodobniej prawnicy wcale nie chcą walki w sądzie z tysiącami osób. Liczą oni na to, że strach zrobi swoje i możliwie dużo osób zapłaci za "ugodę" (będzie to od kilkuset do kilku tysięcy dolarów). Przychody z takiego szantażu (nazwijmy rzecz po imieniu) mogą być liczone w milionach dolarów.
Ciekawie będzie zobaczyć, jak w tej sytuacji zachowa się sąd. Jeśli zgodzi się on na prowadzenie procesu, to będziemy mieli do czynienia z niezwykłym zjawiskiem - 23 tysiące osób, które połączono z jakimiś adresami IP, zostanie wrzuconych do jednego worka "pozwanych". Czy każdy przypadek zostanie należycie zbadany? Czy sąd sprawdzi dokładnie winę każdej osoby i będzie w stanie ocenić jej faktyczny udział w rzekomym przestępstwie? Oczywiście nie.
Inne sądy w podobnych sprawach dostrzegały wady pozwów. W Teksasie sędzia Royal Fergeson uznał, iż nie ma podstaw, aby łączyć pozwy przeciwko użytkownikom P2P i wydawcy powinni pozywać każdego użytkownika z osobna. Zwiększa to koszty, ale czyni procesy bardziej uczciwymi.
Sąd w Wielkiej Brytanii zauważył już, że adres IP nie może być dowodem naruszenia. Później podobne spostrzeżenie poczynił sędzia z Illinois w USA. Niepewność adresu IP jako dowodu jest zresztą przedmiotem dyskusji na całym świecie od wielu lat.
Niestety wciąż jednak zdarzają się sędziowie tacy, jak Beryl Howell - była lobbystka RIAA, która nie widzi nic złego w łączeniu pozwów przeciwko internautom.
Zdarzały się już próby pozwania kilku i kilkunastu tysięcy osób. Teraz przekroczono liczbę 20 tysięcy. Co będzie jutro? 50 tysięcy? 100 tysięcy pozwanych? Jeśli liczby atakowanych osób będą rosły, to kiedy zostanie przekroczony próg krytyczny? Ile osób można tak po prostu zaatakować?
Już teraz kancelarie prawne i inne organizacje zaczynają oferować pomoc osobom szantażowanym przez prawników od P2P. Takie usługi będą się rozwijać i coraz więcej osób wybierze walkę w sądzie zamiast "ugody", a tego prawnicy-antypiraci tak naprawdę nie chcą.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|