Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Zapowiedzi cenzury sieci w "paradzie chochołów"

08-04-2011, 11:12

Władze USA uznają, że blokowanie domen przynosi wyłącznie dobre skutki i jest uczciwe. Kontynuowanie takich działań zapowiedziano w czasie przesłuchania przed amerykańską Izbą Reprezentantów. Rzecz w tym, że zwolennicy blokowania pominęli pewne fakty i mocno przeinaczyli argumenty przeciwników cenzury. Podobne zjawiska obserwujemy w Polsce.

robot sprzątający

reklama


USA jest obecnie jedynym krajem, który blokuje dostęp do określonych stron całemu światu poprzez przejmowanie domen. Wystarczy, że władze uznają daną stronę za naruszającą prawa autorskie lub pedofilską. Cenzura odbywa się m.in. w ramach akcji o nazwie "Operation In Our Sites". W wyniku tego typu blokad ucierpiało wiele niewinnych stron, a strony naruszające prawo mogą łatwo ominąć blokadę.

Mimo wszystko amerykańskie władze wydają się zadowolone z akcji i będą ją kontynuować w 2011 r. Przemawiające za tym argumenty zaprezentowano przedwczoraj, w czasie przesłuchania przed Izbą Reprezentantów. Oświadczenia osób biorących udział w spotkaniu i nagranie wideo można znaleźć na stronach komisji Izby Reprezentantów odpowiedzialnej za sądownictwo

>>> Czytaj: USA: Jak blokować, by nie cenzurować? Nie wiemy! (wideo)

Zapowiedzi dalszego cenzurowania znalazły się w oświadczeniu Johna Mortona, naczelnika ICE (agencji odpowiedzialnej za blokady). Morton stwierdził, że działania będą kontynuowane, gdyż skutecznie zapobiegają one dystrybucji nielegalnych materiałów w sieci. Przedstawiciel ICE całkowicie pominął fakt, że blokada była w rzeczywistości nieskuteczna. Stwierdził natomiast, że komunikaty wyświetlane na blokowanych stronach przyczyniły się do wyedukowania opinii publicznej w zakresie piractwa. Morton bronił też samego procesu blokowania stron jako należycie starannego.

Innym obrońcą blokowania, który wystąpił na przesłuchaniu, był prawnik Floyd Abrams. Jego argumenty serwis TechDirt ochrzcił mianem "parady chochołów". Dlaczego? 

Atak na chochoła

Jednym z błędów logicznych pojawiających się w różnych dyskusjach jest tzw. sofizmat rozszerzenia. Chodzi o krytykowanie takiej tezy, która nigdy nie padła lub jest przesadzoną wersją argumentu drugiej strony. Chodzi o wkładanie w usta oponenta czegoś, co nie zostało powiedziane. Określa się to także mianem "atak na chochoła".

Abrams zaatakował kilka chochołów. Warto je podsumować.

  • Chochoł I: Abrams zasugerował, że przeciwnicy cenzury nie chcą respektować praw autorskich online. To nieprawda. Chodzi jedynie o to, aby egzekwowanie tych praw nie zaszło za daleko, nie służyło cenzurze.
  • Chochoł II: Prawnik sugerował, że przeciwnicy cenzury sprzeciwiają się egzekwowaniu prawa przez nakazy sądowe. To nieprawda. Chodzi jedynie o to, aby te nakazy nie były wydawane lekkomyślnie (jak stwierdziła wcześniej Zoe Lofgren, problem w tym, że sędziowie podpisują różne rzeczy). 
  • Chochoł III: Abrams stwierdził, że przeciwnicy blokowania chcą wykorzystać prawo do wolności słowa, aby naruszać prawa twórców i bronić przestępców. To poważne przeinaczenie. Przeciwnicy cenzury nie krytykują bowiem blokowania nielegalnych treści. Chodzi o to, aby zbyt lekkomyślne blokowanie nie szkodziło usługom w pełni legalnym.
  • Chochoł IV: Abrams sugerował, że przeciwnicy cenzury uważają przestępstwa online za przestępstwa niższej rangi. Tak nie jest.

Największym problemem było chyba to, że Morton i Abrams nie chcieli mówić o prawdziwych problemach, tzn. o kwestiach technicznych dotyczących blokowania oraz przejrzystości całego procesu.

Serwis TorrentFreak podaje przykład operatora strony Torrent-Finder. Jego strona jest niewątpliwie legalna. To wyszukiwarka oferująca pliki torrent, które same w sobie nie są zabronione. Podobne usługi oferuje Google. Torrent-Finder przeniósł się na inną domenę i działa, ale właściciel serwisu złożył odwołanie w sprawie przejęcia domeny. Do tej pory władze nie rozważyły odwołania.

Chochoł, czyli "strawman" po polsku

Podejście amerykańskich władz do tego problemu nie jest znacząco inne od podejścia władz polskich. Wczoraj Donald Tusk spotkał się z organizacjami i ludźmi, którzy są zainteresowani rozwojem społeczeństwa informacyjnego. Padło m.in. takie stwierdzenie:

Jeśli mamy do czynienia z przestępstwem, to ono nie jest mniejszym przestępstwem tylko dlatego, że dzieje się w internecie.

A czy ktoś sugerował, że jest mniejsze? Takie pytanie od razu ciśnie się na usta. Można powiedzieć, że Donald Tusk sformułował "pytanie do chochoła", bo żaden krytyk cenzury nigdy nie stwierdził, że przestępstwa w sieci są "mniejsze" i nie należy ich ścigać. Przeciwnie. Krytycy cenzury mówią, że trzeba ścigać przestępców, zamiast ograniczać komunikację między wszystkimi ludźmi.

>>> Czytaj: Donald Tusk zaczyna rozmowę o internecie


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *