Jak można mówić o stratach z piractwa, skoro przemysł rozrywkowy od lat rośnie, także dzięki internetowi? Brytyjscy naukowcy proponują zadać sobie to pytanie i przekonują, że zaostrzanie prawa autorskiego to naprawdę kiepski pomysł.
W Dzienniku Internautów dość często omawiamy badania dotyczące piractwa, zarówno te przeprowadzone przez przemysł rozrywkowy, jak i prace naukowców oraz agencji rządowych.
Da się zauważyć, że przemysł rozrywkowy wciąż wierzy w to, że pobieranie piosenek generuje milionowe straty. Niektóre z tych wyliczeń aż ociekają absurdem, ale politycy wierzą w antypirackie "wyliczenia" i dlatego wpływają one na kształtowanie prawa.
Być może coś się zmieni, jeśli politycy spojrzą na ustalenia naukowców. Na początku tego tygodnia ciekawy raport na temat piractwa i przemysłu rozrywkowego wydali pracownicy London School of Economics and Political Science (LSE). Mówiąc najogólniej, wykazali oni, że przemysł rozrywkowy ma się całkiem nieźle i dlatego trudno mówić o legendarnych stratach z piractwa.
Według naukowców dane przemysłu muzycznego pokazują, że choć przemysł ten miał trochę zastoju w czasie ostatnich czterech lat, to od roku 1998 doświadczył ogólnego wzrostu, a przychody oparte o internet są ważnym komponentem od roku 2004. W UK sprzedaż online pokonała już sprzedaż CD i winyli, jeśli brać pod uwagę udziały w przychodach ze sprzedaży nagranej muzyki.
- Wbrew skargom przemysłu, przemysł muzyczny nie jest w ostatecznym spadku, ale nie ugina się i wykazuje zdrowe zyski. Przychody ze sprzedaży cyfrowej, usług subskrypcyjnych i występów na żywo wyrównują straty ze spadku przychodów z płyt CD - mówi Bart Cammaerts, jeden z autorów raportu.
Jeśli chodzi o inne sektory przemysłu rozrywkowego, mają się one jeszcze lepiej. Raport mówi, że wpływy ze sprzedaży biletów do kin ciągle rosną (właściwie biją rekordy). Cały amerykański przemysł filmowy może być teraz warty 93,7 mld dolarów i nawet jeśli notował on spadki w poszczególnych obszarach (np. z wypożyczania filmów), to w ogólności ten przemysł rośnie.
Raport LSE zwraca też uwagę na wzrost rynku gier, który chyba najlepiej włącza się w kulturę online i rozwija nowatorskie metody sprzedaży.
Raport LSE porusza też tematy, których raporty antypirackie raczej nigdy nie dotkną. Mówi on m.in. o rosnącej popularności licencji Creative Commons, które pozwalają na swobodne dzielenie się dziełami. Dowodzi to, że coraz więcej twórców nie obawia się kopiowania i liczy na dotarcie w ten sposób do odbiorców. Inna rzecz, że materiały na wolnych licencjach stymulują twórczość.
Naukowcy zwrócili też uwagę na potencjał promocyjny YouTube i hity takie, jak Gangnam Style. Wydaje się, że te zjawiska mają korzystny wpływ na sprzedaż muzyki. Niestety nie można tego samego powiedzieć o twardych rozwiązaniach antypirackich, takich jak prawo HADOPI, które według naukowców nie poprawiło sprzedaży muzyki.
Raport LSE rekomenduje ostrożne podchodzenie do zaostrzania praw autorskich, zauważając, że może to dać efekt odwrotny od zamierzonego. Swobodne dzielenie się kulturą wydaje się mieć ogólnie dobry wpływ na rynek. Według badaczy nawet niektóre naruszenia praw autorskich wydają się mieć pozytywny wpływ na sprzedaż.
Nie jest to pierwszy raz, gdy niezależni od przemysłu badacze wyrażają takie poglądy. Już nawet Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskiej uznało, że nie ma związku między sprzedażą muzyki a pobieraniem plików z sieci. Antypiratów oburzył fakt, że unijna instytucja może tak sądzić. Warto też przypomnieć badania American Assembly, z których wynika, że "piraci" kupują nawet 30% więcej muzyki.
Poniżej kopia raportu LSE.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|