Dokumenty związane ze sprawą prototypu iPhone'a, który został opisany w Gizmodo, zostały opublikowane w sieci. Wynika z nich, że Steve Jobs osobiście prosił o zwrot urządzenia, czego dziennikarze Gizmodo nie ułatwiali. Pojawiają się jednak opinie, że firma Apple mogła naciskać na policję, aby ta przeszukała dom dziennikarza.
reklama
Pod koniec kwietnia opisywaliśmy w DI losy rzekomo zgubionego iPhone'a 4G, który został omówiony na łamach serwisu Gizmodo. Po tym wydarzeniu policja przeszukała dom autora tekstu w Gizmodo i zatrzymała jego komputery. Pojawiły się zarzuty pod adresem policji, że zareagowała zbyt ostro i nie powinna przeszukiwać materiałów dziennikarskich, nie mając pewności co do tego, czy popełnione zostało jakieś przestępstwo.
Wokół sprawy narosło wiele pytań i wątpliwości. W ubiegłym tygodniu pod naciskiem mediów opublikowano dokumenty dotyczące przeszukania oraz złożonych zeznań (opublikował je m.in. CNET). Można uznać, iż nieco zmieniają one spojrzenie na sprawę.
Dokumenty potwierdzają, że urządzenie zostało przekazane serwisowi Gizmodo przez mężczyznę (Briana Hogana), który urządzenie znalazł... lub ukradł (ten element jest badany). Przedstawiciele Gizmodo zapłacili za urządzenie 5 tys. USD i obiecali bonus w wysokości 3,5 tys. USD, jeśli urządzenie zostanie oficjalnie przedstawione w lipcu.
Istotne jest jednak to, że Steve Jobs kontaktował się z Gizmodo jeszcze w dniu publikacji i prosił o zwrot urządzenia. Przedstawiciele Gizmodo powiedzieli, że zrobią to, jeśli Apple oficjalnie potwierdzi, że zaprezentowane urządzenie jest prototypem nowego iPhone'a.
W opublikowanych dokumentach znajduje się m.in. treść e-maila, jakiego Brian Lam z Gizmodo przesłał do Steve'a Jobsa. W wiadomości (zob. str. 13 dokumentu) czytamy:
W tej chwili nie mamy niczego do stracenia. PR Apple był ostatnio oziębły dla nas. Wpływało to na możliwość wykonywania mojej pracy w czasie startu iPada. Musimy więc wyjść na zewnątrz i szukać historii takiej, jak ta, bardzo agresywnie.
W e-mailu przeczytamy też, że Lamowi zależało na zwrocie urządzenia, ale w taki sposób, aby w można było opisać tę historię, przedstawiając również stanowisko Apple. Takie podejście do sprawy jest kontrowersyjne - Gizmodo zapłacił za urządzenie niepewnego pochodzenia i powiedział: "wiemy, do kogo należy, zwrócimy, ale musimy mieć z tego dobry materiał".
Podejście firmy Apple też wzbudza kontrowersje. Z dokumentów wynika, że jej ważni przedstawiciele dzień po publikacji artykułu w Gizmodo spotkali się z przedstawicielami policji.
Prawnik Apple George Riley miał powiedzieć detektywom, że publikacja materiału w Gizmodo naraziła firmę na ogromne straty. Zdaniem prawnika konsumenci wiedzący, że zbliża się nowa wersja danego urządzenia, mogą wstrzymywać się z zakupem dostępnych obecnie, co pogorszy wyniki sprzedaży.
Niektóre media sugerują, że Apple naciskała na przeszukanie pomimo praw chroniących dziennikarzy. Takim teoriom sprzyja fakt, że firma jest jedną z instytucji stale współpracujących z jednostką REACT (Rapid Enforcement Allied Computer Team), która zajmuje się zwalczaniem przestępstw "technologicznych" w rejonie Doliny Krzemowej.
Przedstawiciele Apple w komunikacie przekazanym do mediów stwierdzili, że jedynie złożyli doniesienie dotyczące przestępstwa, a reszta była w rękach organów ścigania.
W chwili obecnej w tej sprawie toczy się śledztwo dotyczące kradzieży, zakupu kradzionych dóbr oraz zniszczenia ich. Śledztwo dotyczy Briana Hogana, jego współlokatora Thomasa Warnera (są podejrzani o ukrywanie dowodów) oraz dziennikarza Gizmodo Jasona Chena. Wygląda jednak na to, że nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|