Milion euro w 8 dni zebrał projekt The Correspondent, który ma dostarczyć wysokiej jakości gazetę cyfrową bez reklam. Duże media są tym zszokowane, a ja nie jestem. Internauci płacą bowiem chętnie, jeśli tylko się ich do tego nie zmusza.
Szok, szok, po prostu szok dla wielkich mediów. Wszędzie trudno zmusić internautów do płacenia za cyfrowe wydania gazet. W Polsce wprowadzenie systemu płatności Piano wywołało głównie negatywne emocje. Tymczasem okazało się, że internauci zrzucili się dobrowolnie na cyfrową gazetę i to szybciej niż ich proszono.
Wspomniana gazeta to The Correspondent, której twórcą jest startup z Amsterdamu. Firma ta, chcąc uruchomić wysokiej jakości gazetę, postanowiła nie liczyć na reklamy i opłaty za teksty. Uruchomiła zbiórkę pieniędzy w internecie, licząc na pozyskanie miliona euro na start.
Zbiórka przeszła wszelkie oczekiwania. Zebrano milion euro w ciągu ośmiu dni, a dołożyło się do tego 15 tys. osób. Zbiórka ma jednak potrwać jeszcze 13 dni, bo była zaplanowana na dłużej. W chwili pisania tego tekstu udało się osiągnąć 115% oczekiwanej kwoty, a do projektu dołożyło się ponad 17,2 tys. osób.
Gazeta The Correspondent ma być:
I na to ludzie dali milion euro. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że w projekt mają być zaangażowani znani dziennikarze.
O ile sam projekt The Correspondent jest ciekawy, to jeszcze ciekawsza jest reakcja wielkich mediów na jego sukces. Wydają się one zszokowane faktem, że internauci chcą za cokolwiek płacić. Pojawiają się komentarze, że powtórzenie takiego projektu w Polsce byłoby raczej niemożliwe, że sukces wynika ze skali przedsięwzięcia itd. Jednocześnie publikowane są komentarze o "nadziei dla jakościowego dziennikarstwa".
Wydaje się jednak, że "profesjonalne media" nie dostrzegają dwóch rzeczy.
fot. Hamed Saber (lic. CC BY 2.0)
Omówmy pierwszy problem. Dziennik Internautów nieraz już pisał o sukcesach internetowych zbiórek (tzw. crowdfundingu) oraz o sukcesach sprzedaży w modelu zapłać-ile-chcesz. Obydwa te zjawiska pokazują wyraźnie, że internauci mogą i chcą płacić, jeśli damy im szansę i nie będziemy zmuszać.
Jeśli w to nie wierzycie, poczytajcie sobie o twórcy gry McPixel albo o książce Mike'a Masnicka, albo o zbiórkach Wikipedii, która podobnie jak The Correspondent działa bez reklam i jest ważnym cyfrowym medium.
Ba! Model zapłać-ile-chcesz wydaje się działać także poza internetem, choćby w hiszpańskich teatrach.
Jeśli chodzi o tzw. jakościowe dziennikarstwo, to dziś wielu ludzi je uprawia właśnie w internecie. Czasem jest to działalność komercyjna, czasem nie. Warto zwrócić uwagę choćby na serwis Vagla.pl prowadzony przez prawnika Piotra Waglowskiego. To jest jakościowe dziennikarstwo, nawet jeśli sam Piotr Waglowski nie uznaje się za dziennikarza i nikt z kręgu mediów nie zalicza go do dziennikarzy.
Poza tym nie jest prawdą, że w czasach internetu "jakościowe dziennikarstwo" stało się szczególnie nieopłacalne. Ono zawsze było nieopłacalne. Jak długo istnieją gazety, tak długo istnieją tabloidy i krótkie newsy oparte na plotkach, które ludzie czytają, by się rozerwać. Takie treści przynoszą z reguły większe przychody niż pogłębione reportaże i refleksyjne felietony.
Jeśli mi nie wierzycie, spróbujcie dotrzeć do archiwalnych wydań gazet z epoki przedinternetowej, nawet takich z początku ubiegłego wieku. Znajdziecie drukowane gazety, w których jest taka sama sieczka, jaką dziś serwuje się w serwisach plotkarskich. Być może ta sieczka będzie napisana nieco innym językiem, być może będzie dotyczyć innych tematów, ale to będzie tylko newsowa sieczka.
Tak więc wybaczcie, ja nie doznałem szoku, obserwując sukces projektu The Correspondent.
Czytaj także: Internauci zrzucają się na Gwiazdę Śmierci - na początek potrzeba 20 mln funtów
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|