Dziś zadajesz pytanie wyszukiwarce i dostajesz serię linków. Google ma jednak ambicje, aby bezpośrednio podawać użytkownikowi żądane informacje. Już teraz powstaje ogromna baza danych, która ma temu służyć i ma umożliwić wyszukiwarce głębszą analizę pytań - podaje Wall Street Journal.
Wyszukiwanie semantyczne - ten termin słyszeliśmy już nie raz. Wiemy, że łączy się on ze stworzeniem takiej wyszukiwarki internetowej, która będzie w stanie analizować całe pytania, a nie tylko pojedyncze słowa. Wiemy też, że pierwsze eksperymenty z takim wyszukiwaniem są już prowadzone i interesuje się nimi nie tylko firma Google, ale także młodsze i mniejsze firmy, które chcą zająć miejsce kalifornijskiego giganta.
Dziś w Wall Street Journal możemy poczytać o tym, jak Google wyobraża sobie wyszukiwarkę semantyczną nowej generacji. Nie są to tylko futurystyczne przewidywania. Amit Singhal z Google powiedział dziennikarzowi WSJ, w jakim kierunku Google naprawdę zmierza. Niektóre z tych zmian będą wprowadzane już za kilka miesięcy, ale pełna migracja na nowe rozwiązania rozłożona jest na lata (zob. WSJ, Google Gives Search a Refresh).
Google tworzy obszerną bazę danych, zawierającą informacje o setkach milionów "podmiotów", czyli ludzi, miejsc lub rzeczy. Umożliwi to przede wszystkim na dopasowywanie zapytania do zapisów w tej bazie, co pozwoli wyszukiwarce "zrozumieć", o co tak naprawdę pyta użytkownik. Wyszukiwarka nie będzie zatem dopasowywała słowa "jaguar" do stron, gdzie to słowo występuje. Wyszukiwarka będzie w stanie ustalić, czy użytkownik pyta o gatunek ssaka, a może o markę samochodową?
Google postara się też dostarczyć odpowiedzi, nie tylko linki. Jeśli ktoś wpisze do wyszukiwarki frazę "jezioro Tahoe", otrzyma nie tylko linki do stron o jeziorze. Wyszukiwarka poda położenie jeziora, wysokość nad poziomem morza, informacje o pogodzie w okolicy. Dziś możemy dostać co najwyżej linki do stron, na których być może o tym wszystkim przeczytamy. Jutro możemy dostać gotowe informacje.
Google być może nauczy się odpowiadać na bardziej złożone pytania np.: "Jakie są nazwy 10 największych jezior w Kalifornii?" albo "Kto jest kanclerzem Niemiec?".
Zmiany w tym kierunku można zobaczyć już teraz. Google stara się korzystać z "mądrości tłumów", modyfikując wyszukiwanie pod katem treści społecznościowych w Google+. Wyszukiwarka stara się również szybko reagować na wszystkie wydarzenia w sieci.
Z opisów przedstawianych przez WSJ wyłania się prawdziwy cel Google. Wyszukiwarka musi odpierać ataki rywali (Bing) oraz graczy pośrednio wpływających na rynek wyszukiwania (Facebook, Twitter). Przede wszystkim Google musi zatroszczyć się o to, aby ludzie pozostawali na jej stronach dłużej, aby korzystanie z Google było doświadczeniem, do którego użytkownik chętnie wraca.
Trudno nie dostrzec w tym możliwych problemów. Google chce praktycznie konkurować o uwagę użytkownika ze... wszystkimi. Jednocześnie Google bazuje na informacjach zbieranych z innych stron. Każdy może poczuć się dotknięty, jeśli Google wykorzysta opublikowane przez niego dane, ale nie przyczyni się do zwiększenia liczby osób odwiedzających jego stronę.
Tutaj rodzi się nowy problem. W Niemczech wydawcy już teraz chcą, aby wyszukiwarki odprowadzały dla nich opłaty za wykorzystanie fragmentów materiałów prasowych. Dziś pomysł wydaje się kontrowersyjny, ale za kilka lat, gdy Google zmieni sposób działania, tego typu pretensje mogą być bardziej uzasadnione.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|