Wzbudzający wiele kontrowersji projekt Google ma na celu zachowanie dziedzictwa kulturowego oraz poprawienie dostępu znacznej części populacji do rzadkich książek.
reklama
Książki, których nie ma już w druku, są zazwyczaj bardzo trudno dostępne. Osiągalne są najczęściej tylko w bibliotekach i to też nie wszystkich. Nierzadko chcą bądź muszą skorzystać z nich studenci czy naukowcy. Często też są to wybitne dzieła światowej literatury. Ze względu jednak na małe zainteresowanie nimi, niewielkie są szanse, by dzieła te dostać. Problemem są także, nierzadkie przecież, katastrofy naturalne – powodzie, pożary, huragany. W ich wyniku znikać mogą nawet tysiące książek, których odtworzenie może być już niemożliwe ze względu na nikłą liczbę dostępnych egzemplarzy.
Miało się to zmienić dzięki Google Books. Amerykańska firma w 2004 roku uruchomiła serwis, w którym znajdować się miały zeskanowane dzieła, których już się nie drukuje. Cel był prosty – dzięki Google Books wiele książek ponownie stałoby się dostępnych dla szerokiego grona odbiorców.
Już rok później pojawiły się zarzuty o łamanie przez Google praw autorskich. Dopiero w 2008 roku firma doszła do porozumienia z amerykańskimi wydawcami książek odnośnie praw autorskich i podziału ewentualnych zysków ze sprzedaży dzieł. Dzisiaj Google Books liczy przeszło 10 milionów pozycji. Ciągle jednak dodawane są nowe.
Projekt ma wielu entuzjastów, nie brak jednak także jego przeciwników. Ci drudzy są bowiem zdania, że dzięki niemu Google może zyskać monopol na dostęp do informacji. Sergey Brin w artykule opublikowanym w New York Times zdecydowanie te zarzuty odrzuca. Podkreśla on, że obecnie, aby zyskać dostęp do rzadkiej pozycji, konieczna jest wizyta w którejś z największych bibliotek krajowych. A i tak nie ma pewności, że książka tam się znajdzie.
Brin podkreślił, że od sukcesu Google zależy, czy jej śladem podążą inni. Jedna firma nie poradzi sobie z ogromem dziedzictwa literackiego na całym świecie. Prawdopodobne jest rozpoczęcie podobnych projektów. Kolejne firmy czy organizacje będą miały jednak zdecydowanie łatwiejsze zadanie - wiele spraw zostało uporządkowanych właśnie dzięki amerykańskiej firmie.
Google ma ambitne i globalne plany. Czy dzięki Google Books zyska monopol na udostępnianie pewnych informacji? Niewykluczone. Warto jednak mieć na uwadze, że spora część książek i tak znajdować się może w 1-2 bibliotekach w danym kraju. To także jest monopol.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*