Masowe wysyłanie pism z wezwaniami do zapłaty za naruszenie praw autorskich to nieetyczny biznes. Dostał on ostatnio kilka ciosów, ale mimo to rozwija się w Polsce i za graniczą. Ofiarami często są osoby niewinne. Nie jest bowiem prawdą, że dzisiejsze nowoczesne technologie gwarantują niezawodne wykrywanie piratów. Drobna ludzka pomyłka wystarcza, by osoba niewinna została zastraszona.
reklama
Copyright trolling to nadużywanie praw autorskich w celu wyłudzania pieniędzy od internautów. Najczęściej zjawisko polega na masowym rozsyłaniu pism z wezwaniami do zapłaty za rzekome naruszenia praw autorskich. Rzekomość naruszeń należy tu rozumieć w taki sposób, że naruszenie być może i było, ale nie ma solidnych podstaw by twierdzić, że naruszenia rzeczywiście dokonał internauta otrzymujący pismo. Niestety pisma od prawników-antypiratów często są sformułowane tak, że wprowadzają w błąd co do faktycznych ustaleń. Te pisma mają wystraszyć i spowodować wpłatę i nie jest ważne, czy ktoś był winny.
Większość mediów w Polsce nie krytykuje zjawiska copyright trollingu. Częściej zdarza się, że dostrzegane są pojedyncze jego przejawy. Ostatnio dużo mówiono o działalności firmy Lex Superior. Był też okres, kiedy w mediach dużo mówiono o działalności adwokatów zajmujących się copyright trollingiem. Dziennik Internautów zawsze podkreślał, że nie można skupiać się na pojedynczych, efektownych medialnie przypadkach. Należy generalnie badać, porównywać i krytykować działania zorientowane na nadużywanie praw autorskich i postępowań karnych w celu osiągnięcia korzyści majątkowych.
Niedawno miałem okazję mówić o copyright trollingu na międzynarodowej konferencji CopyCamp. Już po konferencji udzielałem krótkiego wywiadu dla Gazety Prawnej na ten sam temat. Dziennikarz DGP spytał mnie o to, czy copyright trolling w Polsce już ma pod górkę?
Pytanie wydawało się uzasadnione. W Polsce uruchomiono już dochodzenia karne i dyscyplinarne w sprawie firm i prawników zajmujących się copyright trollingiem. Niedawno informowałem, że UOKiK zainteresował się tym problemem. Niestety to wcale nie oznacza, że trolle prawnoautorskie mają "pod górkę".
Rozmawiając z dziennikarzem DGP zwróciłem mu uwagę na Wielką Brytanię. Tam już przed laty ukarano dyscyplinarnie prawników zajmujących się copyright trollingiem. Czy to powstrzymało proceder? Wcale nie. Działania przeciwko trollom najczęściej powoduję korektę ich działań, ale trudno jest wygrać z copyright trollingiem.
Niedawno brytyjski Guardian informował o ciekawej rzeczy. Dostawca internetu - Sky - ostrzegł swoich abonentów o tym, że pewien posiadacz praw do filmów pornograficznych może do nich wysyłać wezwania do zapłaty. To niezwykle ciekawy przykład tego, jak operator dostosowuje się do problemów stwarzanych przez trolli prawnoautorskich. Nie można zapobiec temu, że jedna czy druga firma zacznie wysyłać mniej lub bardziej uzasadnione wezwania do zapłaty. Można jednak osłabić siłę tych wezwań poprzez edukowanie i informowanie. To również stara się robić Dziennik Internautów pisząc o copyright trollingu. Chcemy by ludzie rozumieli co naprawdę oznacza otrzymanie pisma od prawnika-trolla.
Przy tej okazji warto wspomnieć o jednej rzeczy. Copyright trolling uderza w osoby niewinne. Niemal przy każdej masowej wysyłce "wezwań do zapłaty" dochodzi do tego, że wezwania do zapłaty otrzymują osoby pewne swojej niewinności. Nierzadko są to osoby starsze, nie wiedzące jak obsługiwać BitTorrenta. Zdarza się też, że wezwania otrzymują osoby, które np. były w szpitalu albo za granicą i mogą to udokumentować.
Pytanie brzmi, jak to się dzieje? Dlaczego trolle prawnoautorskie zawsze szarpią jakichś niewinnych ludzi? Może Ci ludzie tylko się wypierają? A może rzeczywiście w działaniach trolli jest coś, co skazuje na błędy?
Można udzielić odpowiedzi na to pytanie. Po pierwsze, trolle identyfikują rzekomych piratów po numerze IP. Sama identyfikacja adresów IP odbywa się przy użyciu niepewnych narzędzi. Wady tych narzędzi mogą być pierwszym, ale nie ostatnim powodem pomyłek.
Drugim powodem pomyłek są ludzkie błędy na etapie przetwarzania danych. W Dzienniku Internautów opisywałem kiedyś jak wygląda copyright trolling z punktu widzenia dostawcy internetu. Operatorzy nie dostarczają organom ścigania dowodów na udostępnianie plików. Oni jedynie odpowiadają na pytanie władz o to, kto miał dany adres IP w danym dniu. To istotna różnica, prawda?
Przy pisaniu artykułu o punkcie widzenia operatora miałem okazję rozmawiać z pewnym pracownikiem firmy telekomunikacyjnej. Człowiek ten potwierdził, że gdy do firmy trafia lista adresów IP rzekomych piratów do zidentyfikowania, towarzyszą temu ewidentne błędy. Jakie? Literówki w adresach IP, zapytania o adresy IP innego operatora, zapytania o okres przekraczający ustawowy czas retencji 12 miesięcy.
Nie tylko mój informator mówił o takich błędach. Fińskie media opisywały ciekawy przypadek rodziny, która została bezpodstawnie oskarżona o masowe udostępnianie muzyki. Sprawa została gruntowniej zbadana i okazało się, że był to efekt ludzkiej pomyłki. Pracownik operatora ma sprawdzić kto miał adres IP w danym dniu i o danej godzinie. Jeśli pracownik pomyli się przy wpisywaniu danych, ustalona zostanie niewłaściwa osoba (zob. Digi Today, TTVK kiistää virheen: Operaattori mokasi).
Podliczmy słabe ogniwa copyright trollingu. Narzędzia wykrywania naruszeń są niepewne. Kancelarie otrzymujące listy adresów IP mogą popełnić błędy na etapie zgłaszania sprawy do prokuratury. Prokuratorzy mogą popełnić błędy na etapie zwracania się do operatorów. Pracownik operatora może popełnić błąd na etapie ustalania abonentów związanych z adresami IP. Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że przy copyright trollingu może dochodzić do pomyłek?
Oczywiście trolle prawnoautorskie mają swoje wyjaśnienia. Pierwsze jest takie, że pomyłki to tylko pewien margines. Moim zdaniem to głupie tłumaczenie. Nawet jedna niesłusznie zastraszona osoba to zbyt dużo. Zastraszanie osoby niewinnej jest aktem przemocy, jest krzywdą. Ta krzywda jest powiększana poprzez prawników-trolli, którzy specjalnie tworzą pisma w sposób agresywny i niezrozumiały zarazem. Wszystko po to, aby wystraszyć... tak w granicach prawa, na ile to możliwe.
Drugie wyjaśnienie trolli - niewinny zawsze się wytłumaczy. Tylko dlaczego to ten niewinny ma się tłumaczyć? Nie rozumiem. Moim zdaniem to właśnie troll nie powinien przedstawić mocnych dowodów na to, że ma podstawy by żądać od kogoś pieniędzy.
Trzecie wyjaśnienie trolli - jeśli adres IP nie identyfikuje winnego to przynajmniej identyfikuje kogoś, kto musi coś wiedzieć o naruszeniu. Taka argumentacja jest wadliwa. Adres IP identyfikuje łącze internetowe, nie człowieka. To łącze mogło być użyte do naruszenia, ale wcale nie musiało. Nawet jeśli było, nie przesądza to o winie konkretnej osoby.
Moim zdaniem każdy troll ma pełną świadomość, że może dochodzić do pomyłek. Każdy troll wie, że jego pisma trafiają do osób niewinnych. Troll woli to jednak przemilczeć, bo chce pieniędzy. Za wszelką cenę chce pieniędzy, a pieniądze od osoby niewinnie zastraszonej zdaniem trolla nie śmierdzą. Pieniądze wpłacone na konto to już tylko cyferki i nikt nie będzie pytał, czy przypadkiem nie są to pieniądze od zastraszonej staruszki. Wszystko odbywa się w imię praw autorskich, których dzisiaj nie wypada krytykować!
W istocie działalność trolli bardzo szkodzi twórcom i prawom autorskim, ale to już materiał na inny tekst.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Programowanie od pierwszych klas? Co z propozycją zmian w nauczaniu informatyki?
|
|
|
|
|
|