Sąd Najwyższy nie chciał, by obywatele znali zawierane przez niego umowy. Pewien młody student walczył o dostęp do dokumentów i jakby przegrywał, ale... ostatecznie ten student i tak ujawnił umowy na swoim blogu! Pokazał, jak głupio może się skończyć opór wobec jawności.
reklama
Stali czytelnicy Dziennika Internautów być może pamiętają, że dawno temu poruszaliśmy temat dziwnie kosztownej strony Sądu Najwyższego. Chodzi o serwis za pół miliona złotych! W roku 2013 pisaliśmy również o tym, że modernizacja odbyła się bez przetargu, co zdaniem Krajowej Izby Odwoławczej było złamaniem prawa. Nie jest dobrze, gdy wokół Sądu Najwyższego tworzą się takie kontrowersje.
Być może tych kontrowersji byłoby mniej, gdyby Sąd Najwyższy udostępniał swój rejestr umów, a każdy obywatel mógłby do niego zajrzeć. Dziennik Internautów już kilkakrotnie opisywał ideę publicznych rejestrów umów. Każdy urząd mógłby udostępniać tabelę z informacjami o tym, jakie umowy zawarł, kiedy i z kim. Chodzi o wszystkie zawarte umowy, te duże i małe.
Dziennik Internautów publikował też kiedyś wywiad z Adamem Dobrawym, który zainicjował akcję Publiczny Rejestr Umów. Dzięki tej akcji niektóre urzędy miast już uruchomiły własne rejestry. Ten sam Adam Dobrawy zabiegał o ujawnienie rejestrów umów ministerstw, o czym również pisaliśmy. Przyznacie, że aktywny człowiek z tego Dobrawego. Dodajmy, że jest to zaledwie 20-letni student informatyki.
Teraz Adam Dobrawy "powiedział szach-mat" Sądowi Najwyższemu. To już wymaga osobnego omówienia, ale historia jest fascynująca.
Wczoraj Adam Dobrawy na stronie Ochrona.jawne.info opublikował pewne umowy Sądu Najwyższego, których sam Sąd ujawnić nie chciał.
Historia tych umów zaczyna się właśnie od tego, że Fundacja ePaństwo dowiedziała się o słynnej, drogiej stronie internetowej SN. Fundacja otrzymała kopię umowy na stronę internetową, ale nie dostała umów na temat wydawania zbiorów orzeczeń.
Sąd Najwyższy znalazł się w ogniu krytyki i jak na to zareagował? Skierował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, aby uznać część przepisów o dostępie do informacji publicznej za niezgodne z konstytucją(!). Jednym z argumentów we wniosku SN było to, że może dochodzić do "niczym nie uzasadnionej krytyki organów władzy".
Pierwotny wniosek SN posiadał szereg mankamentów, więc potem zlecono obsługę postępowania kancelarii prawnej Chmaj. Adam Dobrawy zauważył, że nowa wersja wniosku została złożona na papierze tej kancelarii. Dlatego na początku 2015 bloger wniósł o udostępnienie informacji na temat umów zawartych w związku z postępowaniem w Trybunale Konstytucyjnym.
Sąd Najwyższy odmówił udostępnienia kopii umowy z kancelarią Chmaj, twierdząc, że ta umowa nie podlega udostępnieniu na zasadach dostępu do informacji publicznej. Dobrawy oczywiście był innego zdania.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w czerwcu przyznał Dobrawemu rację. Bloger zwrócił się zatem do Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego z petycją o udostępnienie rejestru umów na stronie internetowej tego sądu. Jego wniosek nie przyniósł żadnych efektów.
- Postanowiłem nie składać broni. Zwróciłem się do Sądu Najwyższego z wnioskiem o ponowne rozpatrzenie sprawy. Do wniosku dołączyłem kilka umów. Na razie są to umowy, których udostępnienia odmawia Sąd Najwyższy, zarówno mi, jak i – podobno – Fundacji ePaństwo - napisał Dobrawy we wpisie, w którym znajdziemy link do archiwum z umowami.
Szach i mat! Umowy ujrzały światło dzienne, a Sąd Najwyższy nie wykazał się jawnością. Głupia sprawa.
- Mam nadzieję, że ich przesłanie (tzn. przesłanie tych umów - red.) pomoże uzmysłowić komuś, że społeczeństwo ma prawo otrzymywać informacje będące przedmiotem publicznego zainteresowania, a wszelki opór jest nieskuteczny i prowadzi tylko do ograniczenia społecznego zaufania do Urzędu - pisał Dobrawy na swoim blogu.
Ujawnione dokumenty to:
Na Facebooku Adam Dobrawy zadał pytanie: "Będzie pozew?".
W krótkiej rozmowie z Dziennikiem Internautów młody aktywista powiedział, że wszystko zrobił legalnie. Powiedział też, że nie ma nic do dodania. Wszystko jest na blogu. Potem wybrał się... zbierać podpisy pod petycją Publiczny Rejestr Umów w Senacie.
Ciągle nie wiadomo, czy ktoś nie zdecyduje się na działania prawne przeciwko blogerowi. Spytaliśmy już o to Sąd Najwyższy i czekamy na odpowiedź.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na poruszony przy tej okazji wątek wniosku Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego. Pozarządowe Centrum Dostępu do Informacji Publicznej opisało kiedyś tę sprawę w artykule o wymownym tytule: Sąd, który obraził się na demokrację.
Dzisiaj demokracja to nie tylko możliwość zagłosowania raz na kilka lat. Elementem dzisiejszej demokracji jest jawność. Czasem ta jawność wynika z dobrych chęci urzędu, a czasem potrzebny jest ktoś, kto zadba o nią zamiast urzędu. Tym razem był to 20-letni student informatyki.
Sąd Najwyższy nadal ma możliwość działania i poprawienia swojego wizerunku. Wystarczy ujawnić rejestr umów, przyznać się do błędów. Trzeba też przestać być złym na demokrację w tej nowej formie.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|