Czy zlecenia z urzędu Twojego miasta dostają tylko krewni i znajomi królika? Mógłbyś to łatwo sprawdzić, gdyby Twoje miasto miało publiczny rejestr umów. Co więcej, możesz skłonić miasto do opublikowania takiego rejestru. To naprawdę możliwe, o czym mówił w rozmowie z Dziennikiem Internautów Adam Dobrawy, organizator akcji Publiczny Rejestr Umów.
reklama
Już w roku 2013 przedstawiałem w Dzienniku Internautów ideę publicznych rejestrów umów. Chodzi o to, aby różne urzędy informowały na swoich stronach o wszelkich umowach zawartych na dostawę usług lub towarów. Nie chodzi tu tylko o wielkie przetargi, ale o wszelkie umowy. Jeśli urząd miasta kupuje długopisy czy dywany, powinien o tym poinformować tak samo jak o umowie zawartej z firmą koszącą miejskie trawniki. Obywatel powinien mieć prawo wiedzieć o wszystkich wydatkach urzędu. Prosta idea.
Są oczywiście ludzie gotowi do wdrażania tej idei w życie. Jednym z nich jest wspominany już w DI Adam Dobrawy, który uruchomił akcję Publiczny Rejestr Umów. Akcja ma m.in. stronę na Facebooku, z której dowiecie się o sukcesach. Przykładowo Urząd Miasta Łęczna uruchomił rejestr, który umożliwia każdemu obywatelowi śledzenie miejskich wydatków (zob. artykuł na ten temat). Na podobną rzecz zdecydował się Urząd Miasta w Złotoryi. Przykładem rejestru umów dużego miasta niech będzie rejestr UM w Gdańsku.
Co ważne, udostępnianie kolejnych rejestrów umów nie jest zasługą jednej osoby czy organizacji. Każdy z nas może wystąpić do swojego miasta z propozycją udostępnienia rejestru. Czasem to wystarczy, czasem trzeba dodatkowo powalczyć o przejrzystość. Coraz więcej ludzi zaczyna to robić, a dzięki akcji Publiczny Rejestr Umów mogą oni uzyskać wsparcie. O tym, jak wygląda akcja "od kuchni", rozmawialiśmy z Adamem Dobrawym.
* * *
Marcin Maj, DI: Jakie są dotychczasowe osiągnięcia akcji Publiczny Rejestr Umów?
Adam Dobrawy: Największym naszym osiągnięciem jest przekonanie wielu osób do idei i nakłonienie ich, aby razem z nami działali. To oni wprowadzają praktyczną zmianę w kraju. My takim osobom tylko w miarę możliwości udzielamy pomocy - inspirujemy, podpowiadamy, a także wspieramy prawnie, ale to oni są w swoich miejscowościach ambasadorami jawności.
Równie ważne było uzyskanie pierwszych orzeczeń sądów, które rozwiewają wątpliwości urzędów dotyczące obowiązku udostępnienia dokumentów. Nim rozpoczęliśmy działania temat rejestrów umów istniał bezpośrednio w orzecznictwie marginalnie. Natomiast dzięki działaniom ludzi, rozpoczętym w ramach akcji Publiczny Rejestr Umów, w samym 2014 roku zapadło ponad dziesięć orzeczeń ten obowiązek potwierdzających. Zestawienie (rejestr) umów stanowi informację publiczną.
Pomimo tego że w Polsce nie mamy prawa precedensowego, są to stanowiska, których trudno nie brać pod uwagę, przygotowując odpowiedź na wniosek, bo ta odpowiedź może następnie zostać oceniona przez ten sam sąd. Jest to pomoc, którą uważamy za istotną, budując sprzyjające środowisko do kolejnych działań lokalnych.
MM: Ile osób zaangażowało się w tę akcję? Czy są to osoby z organizacji pozarządowych, czy także obywatele, którzy po prostu zainteresowali się dostępem do informacji publicznej?
AD: Bezpośrednio z nami kontakt miało ponad 50 osób z całej Polski. Jednak nie potrafimy powiedzieć, ile osób praktycznie działa. Osoby lokalnie szybko zyskują zwolenników, którzy działają w sprawie, a o których istnieniu nawet nie wiemy.
Wydaje nam się, że działają w większości osoby indywidualne, które usłyszały o akcji lub zobaczyły taki rejestr umów w sąsiedniej miejscowości i zapragnęły swój urząd również przekonać. Jednak jesteśmy otwarci na każdego i każdej osobie, która się do nas zwróci udzielamy pomocy. Wiemy, że niektórzy aktywiści działają w organizacjach pozarządowych, lokalnych redakcjach prasowych. Nie ustalamy tego specjalnie, choć czasem ma to wpływ na wachlarz możliwych działań. Działanie w grupie pomaga, ale zazwyczaj osoby samotnie rozpoczynające działania - w przypadku oporu - z czasem zdobywają kolejnych sojuszników, zwiększając nacisk.
Opublikowaliśmy w internecie wzory dokumentów. Zatem każdy może podjąć działania, nie podejmując kontaktu indywidualnego. Regularnie przeszukujemy internet, szukając nowych publikacji albo inicjatyw. Czasem tylko kopie pism, które odnajdujemy w internecie wskazują, że ktoś z naszego wsparcia jednak skorzystał. Akcja przybiera formę oddolnego ruchu na rzecz zmian.
MM: Na jakie trudności natrafiały osoby, które próbowały uzyskać informację publiczną w ramach akcji?
AD: Zdarza się, że urzędy poprzez kruczki prawne próbują uchylić się od odpowiedzi. Na przykład ministrowie spytani przeze mnie w większości nie udzielili wyczerpującej odpowiedzi o zestawienia umów. Usuwano niektóre dane lub negowano, że obowiązek przekazania takich danych w ogóle istnieje.
Nawet sam Premier przez pewien czas utrzymywał pogląd, że nie ma obowiązku prawnego do udostępnienia takiego rejestru, bo to nie jest informacją publiczna. W tym zakresie zapadły trzy orzeczenia - wyrok WSA w Warszawie z dnia 20 marca 2014 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 740/13 z mojej skargi, wyrok WSA w Warszawie z dnia 16 kwietnia 2014 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 749/13, wyrok WSA w Warszawie z dnia 27 maja 2014 roku w sprawie sygn. akt. II SAB/Wa 168/14. Od tego ostatniego orzeczenia Premier wniósł skargę kasacyjną. Pozostałe są już prawomocne. Wszystkie wskazują, że taki obowiązek istnieje.
Teraz już każda osoba, która zwróci się do Kancelarii Premiera o zestawienie umów, uzyskuje wyczerpującą odpowiedź na temat interesujących ją pozycji. Także ministrowie w większości taki rejestr już udostępniają, a wobec kilku sprawy wciąż się toczą.
Niestety, osoby zainteresowane takim rejestrem prowadzonym przez Kancelarię Premiera muszą indywidualnie złożyć wniosek o udostępnienie informacji publicznej, bo jak dotychczas Premier nie zdecydował o publikacji rejestru umów we własnym Biuletynie Informacji Publicznej. Wierzymy, że ta zmiana jest wyłącznie kwestią czasu.
Natomiast w przypadku Ministerstwa Gospodarki okazało się, że - co prawda - rejestr jest, a oprogramowanie umożliwia eksport, jednak Minister nie wierzy w dane przygotowane przez jego pracowników zgodnie z zarządzeniem. Przyjął, że aby mi odpowiedzieć, musiałby przeanalizować całość dokumentacji. Jednak to zbyt dużo pracy, a ja nie wskazałem - w Ministra ocenie - "szczególnie istotnego interesu publicznego", więc mi odmówił udostępnienia zestawienia umów. Nie zgadzam się z takim postępowaniem, bo po to są systemy komputerowe, aby na zapytanie obywatela odpowiadać sprawnie. Poza tym Minister w swojej pozostałej pracy powinien opierać się na danych, do których ma zaufanie.
MM: Jak walczyliście z tymi trudnościami?
AD: Działania mają często dwojaki charakter. Z jednej strony korzystamy z dostępnych środków prawnych, aby uzyskać zgodne z prawem postępowanie. Praktycznie we wszystkich sprawach sądy administracyjne, a w większości organy nadzoru przyznają wnioskującym osobom rację. Czasem to my - z naszym patronem Siecią Obywatelską-Watchdog Polska - przygotowujemy większość pism.
Jednak przykładowo ja w ostatnim czasie wobec uporczywego nieudostępniania rejestru umów przez Burmistrza Ryk skierowałem zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa nieudzielania informacji publicznej. Burmistrz Ryk swoimi osobistymi działaniami uniemożliwia postępowanie sądu administracyjnego - składał wątpliwe oświadczenia i nie przekazuje do sądu administracyjnego dokumentów. Mam wrażenie, że postępowanie Burmistrza jest umyślne i nastawione na nieudostępnienie żądanej informacji publicznej. Teraz oczekuję, co postanowi prokurator, a następnie sąd powszechny.
Jednocześnie staramy się namawiać do kampanii społecznej na rzecz zmiany.
Jest to ważne, bo żaden przepis prawa nie nakazuje wprost publikować takich danych, a tylko po publikacji uznajemy naszą misję w urzędzie za posiadającą sens. Przepisy prawa wprost dopuszczają taką publikacje.
Kampania wygląda w różny sposób ze względu na lokalną specyfikę. Często zaczyna się od informowania w serwisach społecznościowych znajomych. Namawiani do poparcia są również radni. W miarę możliwości staramy się zainteresować tym lokalne media. Jednocześnie na blogu, fanpage'u lub profilu FB ktoś na bieżąco informuje o postępie działań.
MM: Czy obserwujecie, że pod wpływem akcji zmienia się świadomość obywateli i/lub urzędników o dostępie do informacji publicznej?
AD: To jest to, co nas najbardziej cieszy w tej działalności. Podejmujemy działania z osobami zupełnie nowymi w temacie, które potem same zaczynają interesować się sprawami publicznymi. Niosą w swoich miejscowościach nowe idee, przekonując do tego swoich znajomych, innych mieszkańców.
Dzięki kampanii Sieci Obywatelskiej - Watchdog Polska przy okazji wyborów samorządowych pod hasłem „Jawność sprzyja każdej władzy” temat stał się elementem kampanii wyborczej. Wielu kandydatów zadeklarowało m.in. publikacje takiego rejestru, co niektórzy - po wyborach - już zrealizowali. Co najcenniejsze, zgłosiły się również osoby, których sami nie spytaliśmy, ale usłyszały o postulatach i uznały je za ważne.
Także niektórzy burmistrzowie doceniają wygodę ogólnodostępnego rejestru. Kilkakrotnie spotkaliśmy z wypowiedziami publicznymi do radnych, do mieszkańców, w których informowano, że ta informacja po prostu jest BIP-ie, w rejestrze. To pozwoliło sięgnąć do niej od razu i dalszą dyskusję oprzeć na twardych dowodach. Podczas debaty przedwyborczej w Kętach kandydat na burmistrza ubiegający się o reelekcję dowodził, że jest uczciwy, co każdy może sprawdzić, bo rejestr zamieścił.
MM: Czy w ujawnionych już rejestrach umów udało się znaleźć jakieś bardzo ciekawe informacje?
AD: Nie słyszeliśmy, aby na podstawie takiego rejestru kierowano zawiadomienia do prokuratury. W pewnych przypadkach umowy budziły wątpliwości mieszkańców, ale - najczęściej - dostateczne było wyjaśnienie kryteriów doboru kontrahentów.
Jesteśmy jednak przekonani, że wiedząc o tym, że każdy wydatek jest jawny i może zostać krytycznie oceniony decydent bardzo dba o to, aby zapłacona kwota zapewniała dobrą jakość za dobrą cenę. To oczywista oszczędność i ochrona przed nieprawidłowościami.
Jednocześnie obywatele i obywatelki, widząc, jak pieniądze są wydawane i co ile kosztuje, mogą się z tego uczyć. Niektórzy porównują ceny pomiędzy gminami i tak zaczyna się wspólne myślenie o tym, jak wydać pieniądze najlepiej. Jedni dowiadują się, ile kosztują kontrakty z prasą, ile dostaje zleceń konkurencja i czy nie jest faworyzowana, a inni szukają sposobów na zlecenie tych samych prac za niższą stawkę.
MM: Czy są jakieś plany dotyczące przyszłości akcji? Jakieś nowe szczególne cele do osiągnięcia?
AD: Liczymy, że akcja zapoczątkowała inny sposób myślenia w polskich samorządach. W połączeniu z działalnością Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, która ma zaplecze do realizowania większych akcji i stanowi dla nas zaplecze instytucjonalne, gdy go potrzebujemy, być może zdziałamy dużo więcej. Zgłaszają się bowiem nowo wybrani burmistrzowie, którzy szukają sposobu na pokazywanie, że jawność jest ważna. Być może okaże się, że dzięki nim wyznaczymy nowy standard aktywnego informowania o finansach gminnych i działalności władz gminy.
Również z Siecią Obywatelską Watchdog Polska postanowiliśmy podnosić, że warte publikowania są nie tylko rejestry umów, ale przede wszystkim wydatki – to znacznie szerzej pokaże, jak wydawane są pieniądze.
Jedno jest pewne, najbardziej - jak dotychczas - sprawdziła nam się metoda „wydeptanej ścieżki”. Nic nie wymyślaliśmy, a raczej staraliśmy się nadążyć za tym, co już się jakoś zadziało. Nie byłoby naszej inicjatywy, gdyby o rejestr umów nie zawnioskował redaktor naczelny "Nowej Wsi w Gminie Kęty". Jego z kolei zainspirowały działania władz Warszawy po przegranej sprawie z radnym Krajewskim w Sądzie Najwyższym, właśnie o dostęp do nazwisk na umowach. Z kolei inicjatywa z Kęt została podchwycona przez Dziennik Polski z Krakowa i zmieniona w przedsięwzięcie, które objęło wszystkie gminy Małopolski. My stworzyliśmy stałe miejsce, gdzie każda zainteresowana osoba znajdzie instrukcję, jak działać, i może podzielić się doświadczeniem. Sieć Obywatelska Watchdog Polska zadbała o dalszy rozwój – zarówno nasz, jak i samej inicjatywy, wykorzystując swoje zasoby. Tak więc to, co ostatecznie powstało, nie było wynikiem zaplanowanego pomysłu głównego „sprawcy” wydarzeń – radnego Krajewskiego. A jednak udało się stworzyć nową jakość.
To, co wydaje mi się cenne w tym doświadczeniu, to autentyczna współpraca różnych podmiotów i rozwijanie inicjatywy na miarę ich możliwości. Wniosek z tego taki, że być może Publiczny Rejestr Umów nas jeszcze zaskoczy i stanie się czymś, czego jeszcze nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Nie płacę za pałace. Czy ZAiKS strzelił sobie w stopę, bo chciał za dużo?
|
|
|
|
|
|