Znów nie jest pewne, czy ustawa medialna nie obejmie definicją audiowizualnych usług na żądanie zbyt wielu treści, nawet tych dalekich od typowego VoD - wynika z przedstawionego przez MAC nowego projektu tej ustawy. Wszystko jest do naprawienia, ale zależy to od tego, jak rząd podejdzie do trwających konsultacji społecznych.
reklama
Na początku ubiegłego roku w Polsce rozgorzała burza wokół ustawy medialnej. Zaproponowano przepisy, które groziły wprowadzeniem w Polsce rejestracji wideoblogów i nałożeniem na ich twórców dodatkowych obowiązków. Przy okazji prac nad ustawą praktycznie zignorowano konsultacje społeczne. Po dużym zamieszaniu zdecydowano, aby wstrzymać się z nowelizacją przepisów dotyczących internetu, a premier Donald Tusk znów zaczął debatować z internautami i obiecywał, że zacznie traktować konsultacje poważnie.
Sprawa ustawy medialnej wróciła wczoraj. Komisja Europejska poinformowała, iż zwróciła się do Trybunału Sprawiedliwości o nałożenie kary finansowej na Polskę z powodu niepełnego wdrożenia przepisów dyrektywy o audiowizualnych usługach medialnych. Z kolei Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji przedstawiło nowy projekt ustawy medialnej.
Wczoraj MAC ogłosiło, że minister Michał Boni spotka się z komisarz ds. agendy cyfrowej Neelie Kroes i przedstawi jej projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. To dobra wiadomość, jest szansa na uniknięcie kary. A co czeka na nas w przedstawionym projekcie ustawy?
Projekt znajdziemy na stronie BIP MAC wraz z innymi dokumentami. Od razu należy uprzedzić, że sam projekt został opublikowany jako PDF, do którego wrzucono skan dokumentu. To nie jest najlepszy sposób publikowania tego rodzaju dokumentów, o czym Dziennik Internautów pisał nie raz.
Zacznijmy od plusów. Z proponowanej ustawy zniknęły przepisy, które wymagały od dostawców usług na żądanie uzyskania wpisu do specjalnego wykazu prowadzonego przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. To bardzo dobrze.
Nadal natomiast nie jest pewne, czy definicja usług na żądanie jest właściwa. W uzasadnieniu projektu ustawy czytamy:
...wydaje się wykluczone, aby w zakresem stosowania ustawy zostały objęte formy dostarczania treści audiowizualnych poza działalnością gospodarczą, w ramach przedsięwzięć niekomercyjnych i nie stanowiących konkurencji dla rozpowszechniania telewizyjnego, a więc działalności inne niż profesjonalne udostępnianie audycji audiowizualnych.
Rozumiemy zatem, że definicje przedstawione w projekcie ustawy powinny powyższe gwarantować, ale tak nie jest. Ustawa podaje następującą definicję usługi medialnej:
usługą medialną jest usługa w postaci programu albo audiowizualnej usługi na żądanie, za którą odpowiedzialność redakcyjną ponosi jej dostawca i której podstawowym celem jest dostarczanie poprzez sieci telekomunikacyjne ogółowi odbiorców audycji w celach informacyjnych, rozrywkowych lub edukacyjnych
Istotna jest jeszcze definicja audiowizualnej usługi na żądanie:
audiowizualną usługą medialną na żądanie jest usługa medialna świadczona w ramach prowadzonej działalności gospodarczej lub zarobkowej, polegająca na publicznym udostępnianiu audycji przez dostawcę usługi medialnej, która umożliwia użytkownikowi odbiór audycji audiowizualnych mających formę i treść porównywalną z formą i treścią rozpowszechniania telewizyjnego, w wybranym przez niego momencie i na jego życzenie, w oparciu o katalog audycji ustalony przez dostawcę tej usługi.
Aby w pełni zrozumieć wszystko, o czym tutaj mowa, należałoby jeszcze sięgnąć do przepisów przyjętych wcześniej. Określają one, czym jest "odpowiedzialność redakcyjna" (sprawowanie faktycznej kontroli nad wyborem audycji i sposobem ich zestawienia w programie lub w katalogu) oraz czym jest "program" (zestaw audycji), a także "audycja" (to może być również "ciąg dźwięków", a nie tylko obraz z dźwiękiem).
Kiedy już złożymy to wszystko w jedną całość, przekonamy się, że dostawcy usług radiowych na żądanie mogą być w świetle ustawy traktowani jak dostawcy usług audiowizualnych, podczas gdy dyrektywa UE dość jasno mówi, że tak nie powinno być.
Ponadto jeśli weźmiemy pod uwagę te wszystkie definicje (stare i proponowane teraz), nie będziemy mieli całkowitej pewności, czy np. Dziennik Internautów lub inny serwis informacyjny uzupełniający swoje teksty materiałami wideo nie jest dostawcą usługi na żądanie.
Część sformułowań w ustawie ma służyć precyzowaniu jej zakresu, ale co to znaczy "forma i treść porównywalna z formą i treścią rozpowszechniania telewizyjnego"? Trudno powiedzieć, prawda? W rzeczywistości takie stwierdzenie niczego nie precyzuje.
Nadal też nie można mieć pewności, jak interpretować pewne szczególne rodzaje działań, np. niekomercyjny streaming na żywo (w kontekście definicji programu zawartej w ustawie).
Oczywiście jest za wcześnie, by mówić o poważnych problemach, bo trwają konsultacje społeczne i każdy zainteresowany może się wypowiedzieć. Jestem tylko ciekaw, co te konsultacje przyniosą.
Jeśli MAC wsłucha się w głosy komentujących, może coś z tego będzie. Jeśli rząd będzie umiał przyznać, że są lepsze propozycje, to coś z tego będzie. Jeśli natomiast po raz kolejny będziemy słuchać, że "rząd nie ma złych intencji", a opiniodawcy "nie rozumieją prawa", to będzie tak, jak zawsze.
Kiedyś w komentarzu na profilu DI na Facebooku ktoś bardzo trafnie skomentował słowa ministra Zdrojewskiego, który też często powtarzał, że ludzie nie rozumieją prawa. Komentatorka (bo to była chyba kobieta) stwierdziła, że prawo trudne do zrozumienia jest również złym prawem. Czy nie miała racji?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|