Czy Big Data to kolejne modne hasło, czym polska firma przyciągnęła speców z Doliny Krzemowej oraz jak wykorzystać masę danych, które codziennie przepływają przez firmę? Wrocławski PiLab ma dziś premierę PiLab/BI, nowatorskiego narzędzia do analizy biznesowej. Z tej okazji, DI rozmawia z Bobem Thomasem - wiceprezesem firmy ds. marketingu oraz Pawłem Wieczyńskim - szefem firmy.
reklama
PiLab to wywodząca się z Wrocławia firma zajmująca się analityką biznesową (Business Intelligence). Oferowane rozwiązania - w tym mający dziś premierę PiLab/BI - pozwalają firmom na prostą i skuteczną analizę napływających danych ze wszelkich źródeł. Narzędzia PiLab umożliwiają zrozumienie powiązań między danymi i wyciąganie z tego wniosków ważnych dla rozwoju biznesu. Całą analitykę można prowadzić bez udziału specjalistów IT czy znajomości SQL oraz bez długotrwałych procesów wdrożeniowych.
W tworzenie firmy, przekonani wyjątkowością opracowanej technologii, zaangażowali się specjaliści z Doliny Krzemowej - wybitny specjalista od marketingu Bob Thomas, inwestor Gabe Gotthard, Doradca ds. Technologicznych Oracle Kirk Bradley.
Podczas swojej wizyty w Polsce Bob Thomas, wspierany przez szefa firmy Pawła Wieczyńskiego, opowiedział Dziennikowi Internautów o tym, jak polska firma może przyciągnąć speców z Doliny Krzemowej, dlaczego za chwilę "wielkie dane" nie będą wielką sprawą oraz o tym, jak podchodzić do narzędzi biznesowych.
Joanna Ryńska, Dziennik Internautów: Będziemy rozmawiać o analizie i wyciąganiu wniosków z danych napływających do firm - czyli o nowoczesnej analityce biznesowej - oraz o modnym pojęciu Big Data. Jak wygląda rynek analityki biznesowej w Polsce?
Bob Thomas: Analityka biznesowa (BI) to rynek duży i stabilny - wart ok. 14-15 mld dolarów w skali światowej - oraz dobrze rozpoznany. Ogólnie, analityka biznesowa pozwala dogłębnie zrozumieć zjawiska zachodzące w firmie i w jej otoczeniu, w oparciu o informacje w systemach komputerowych. Sednem sprawy są różne rodzaje danych - nie pracuje się już tylko z arkuszami kalkulacyjnymi, jest masa danych niestrukturalnych, jak zdjęcia i polubienia na Facebooku, wpisy na Instagramie itp. Z punktu widzenia PiLab, wiele firm dysponuje ogromną ilością danych i potrzebuje systemu, który sobie z nimi poradzi - a dziś oznacza to znacznie więcej niż tradycyjne systemy bazodanowe.
Kiedy pojawia się “ogromna ilość danych”, prędzej czy później na powierzchnię wypłyną Big Data. Jak to wygląda z Pana punktu widzenia - po prostu medialnie chwytliwe hasło czy coś się tu dzieje?
Bob: Big Data - rzeczywiście modne słówko - to w stosunku do analityki biznesowej rodzaj kolejnego etapu. Pojęcie zasadniczo oznacza nowe źródła, wiele danych napływających bardzo szybko oraz rodzaje tych danych inne niż te, z którymi radzą sobie tradycyjne systemy BI. Trzeba radzić sobie z większą ilością danych z większej liczby systemów, które napływają z nowych rodzajów źródeł, np. logi ze stron www czy informacje z telefonów komórkowych - potężnych generatorów lawinowo rosnącej ilości danych. To nowa rzecz i sporo się tu dzieje. Pięć lat temu była to przerażająca i trudna rzecz. Dziś, są firmy - głównie w USA, najlepiej mi znanym - których rozwiązania dają prawdziwe korzyści wynikające z Big Data. Coś się tu dzieje.
A co jest największym wyzwaniem, jeśli chodzi o Big Data?
Bob: Z punktu widzenia firm - by poszukiwać rozwiązania konkretnego problemu, a nie prowadzić eksperymenty naukowe. Często spotykamy się z tym, że zarządy firm usłyszą o Big Data i uważają, że też powinni wprowadzić u siebie odpowiednią infrastrukturę i technologię pozwalającą korzystać z Big Data. Ale tak naprawdę nie wiedzą, co właściwie próbują zrobić. Tylko klarowne zrozumienie, co właściwie chce się osiągnąć i jakie ma się cele biznesowe, a potem przełożenie tego na infrastrukturę czy nową technologię może da firmom realne korzyści. Są firm, które dobrze rozumieją zastosowanie Big Data w swoim biznesie. Dobrym przykładem jest marketing - Big Data pozwala stworzyć lepszą, spersonalizowaną ofertę. Odpowiednia oferta w odpowiednim czasie dla odpowiedniej osoby - to może pomóc wszystkim, i klientom, i firmom.
A z punktu widzenia dostawców?
Bob: To nowy, wciąż ewoluujący obszar. Zasadniczo, Big Data nie mają konkretnej definicji, ale zwykle słyszy się o trzech rzeczach. Po pierwsze, większa ilość danych. Po drugie - większa różnorodność danych. Rodzaje i struktura danych są zupełnie inne od tego, co ludzie analizowali jeszcze 10 lat temu. To już nie są tabele - wystarczy wziąć pod uwagę dane z sieci społecznościowych czy zdjęcia. Po trzecie - szybkość. Prosty przykład - zamówieniami da się zarządzać, nawet jeśli jest ich coraz więcej dziennie. Teraz porównajmy to do informacji GPS z telefonów komórkowych - każdy ruch to inny punkt danych, więc prędkość tych danych jest naprawdę znaczna. A więc - ilość, różnorodność, szybkość. Ponieważ to młody rynek, żaden z dostawców nie radzi sobie doskonale ze wszystkimi tymi aspektami, ale to one właśnie pozwalają ocenić, kto co robi.
Czy PiLab stara się przodować w tych wszystkich obszarach?
Bob: Wszyscy staramy się iść w tym kierunku. Jak zawsze na młodym rynku, wciąż mamy wielu graczy i wiele propozycji rozwiązań. Z czasem, zaczną być podobne i będą sobie coraz lepiej radzić ze wszystkimi trzema aspektami. Pewnie jeszcze z pięć lat.
Czy to szansa dla startupów zajmujących się danymi?
Bob: W wielu przypadkach - i Big Data to jeden z przykładów - małe firmy prowadzą w innowacjach, ponieważ mogą dość agresywnie eksperymentować i sięgać po kolejne tematy. Jest taka szkoła opinii, że za kilka lat idea “Big Data” nie będzie już funkcjonować, wszyscy będą zajmować się “Big Data”, wszyscy dobry dostawcy będą oferować produkty z tej kategorii. A kiedy rynek jest dojrzały, większe firmy zaczynają wykupywać mniejsze lub tworzyć własne technologie - i już jesteśmy w głównym nurcie rynkowym. Za pięć lat nie będzie zatem żadnych “Wielkich Danych”. Po prostu dane.
O czym zatem powinien pamiętać każdy, kto chce zajmować się - w jakimkolwiek sensie - analizą danych?
Bob: Nie mówimy o tym zbyt często, ale w PiLab zajmujemy się powiązaniami - identyfikowaniem i analizowaniem połączeń. Ciekawe dla mnie jest to, że kilka wielkich technologicznych firm naszych czasów - Google, Facebook, LinkedIn i inne - opiera swoje działania o możliwości, jakie dają im powiązania. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale Google np. zbudował swoją potęgę wokół dobrego wyszukiwania, co było możliwe dzięki algorytmowi Larry’ego Page’a, czyli Page Rank, który w uproszczeniu mówi “Zdecyduję, która strona jest dobra na podstawie tego, ile dobrych stron się z nią łączy - a jeśli łączy się dużo dobrych stron, to i ta strona musi być dobra”. Powiązania - podstawa tego, w czym Google jest dobry. LinkedIn, Facebook - całe sedno to powiązania między stronami i ludźmi. Myślę, że to rodzaj rewolucji, o której się nie słyszy, ale warto zwrócić na to uwagę. Nasz produkt przenosi to zjawisko do świata analityki, znajdując i analizując powiązania.
Jak przełożyć tę wiedzę na codzienną praktykę? Jak pomaga w tym PiLab/BI?
Bob: PiLab/BI to wyszukany produkt na trudne problemy - przede wszystkich znajdowanie i analizowanie powiązań między różnymi systemami i zbiorami danych. Różni się zatem od tradycyjnych narzędzi z zakresu analityki biznesowej.
Typowe narzędzia pozwalają zrozumieć bardzo dobrze dane z jednego systemu - np. dzięki informacjom z ERP można przeanalizować produkcję, zamówienia, dostawy itd. Ale całe funkcjonowanie firmy? To typowy problem analityki. Spojrzeliśmy na to jako na część większego problemu - określenie, jak dane w konkretnym miejscu danej aplikacji mogą wiązać się z jakąś informacją w czyimś arkuszu kalkulacyjnym. Powiązanie tych informacji może dać firmom sporo korzyści.
Ujmując to prosto, PiLab/BI zbiera dane wszelkiego typu ze wszystkich systemów IT, np. ERP, CRM…
Bob: ...plus arkusze kalkulacyjne każdego pracownika. W zeszłym miesiącu byłem na konferencji w USA, gdzie jeden z prelegentów zauważył, że firmy mają średnio po 14 różnych źródeł danych dotyczących klientów. Tylko klientów, nie licząc np. produkcji. Konkurencyjnym rozwiązaniem jest więc system, który zapewnia możliwość połączenia tych informacji i zrozumienia powiązań między nimi oraz przeanalizowania danych ze wszystkich źródeł, a nie tylko wyciągania informacji z jednego z wielu systemów.
Gdy mówiliśmy o Big Data, wspomniał Pan o konieczności jasnego określenia swoich problemów przed inwestycją w nowe systemy IT. Jakie - przykładowo - problemy pomaga rozwiązać PiLab?
Bob: Szczególnie takie, które wymagają prześledzenia siatki powiązań. Bardzo dobrym przykładem jest wykrywanie defraudacji. To poważny problem, w skali światowej koszty idą w miliardy dolarów rocznie. Zatem banki, instytucje finansowe, handel starają się mieć to zjawisko pod kontrolą. Wykrywanie defraudacji wymaga powiązania licznych danych z naprawdę różnych źródeł - coś jak łączenie odległych kropek. W kręgu oszustwa może znajdować się wielu ludzi, którzy dokonują różnych czynności, rozmawiając przez telefon czy online.
Zarządzenie ryzykiem to inny przykład. Rozpatrzmy przypadek firmy finansowej. Jeśli handlowiec zrobi coś niewłaściwego, skutki mogą być piorunujące, jak kilka lat temu w Ameryce. Nagle amerykańska giełda gwałtownie się załamała - a spowodował to jeden człowiek w Londynie. Jeden handlowiec. Pokazuje to, że brak odpowiedniego nadzoru nad działaniami handlowców może firmę drogo kosztować.
Jest jeszcze np. analiza przyczyn - np. w przypadku awarii produktu, producent chce dobrze prześledzić jego historię, by stwierdzić, gdzie pojawił się problem - czy chodziło o część czy o proces - i jaki mógł mieć wpływ na inne produkty.
Czy wdrożenie produktu dla konkretnej firmy jest trudne? Czy trzeba go dostosowywać do potrzeb danej firmy?
Bob: Kluczową cechą naszej technologii jest to, że oprogramowanie jest niezmienne, niezależnie od tego, jakie problemy chcemy rozwiązać. Na wyższym poziomie, dany klient czy rynek może wymagać jakiejś funkcjonalności, ale zasadniczy kod pozostaje niezmienny.
Po drugie, w zakresie dostosowywania produktu wspomniałbym, że z punktu widzenia klienta musimy stworzyć model danych, co umożliwi organizację i strukturalizację danych. taka usługa oraz szkolenie to część naszego produktu - daje to pewność, że klient najlepiej wykorzysta nasze narzędzie. Nie chcemy go po prostu zainstalować i wyjść, życząc klientowi szczęścia. Na danych klienta, pokazujemy, jak można rozwiązać ważny dla firmy problem - zatem, przed zakupem licencji, korzystanie z PiLab/BI nie jest niczym nowym i dobrze sprawdza się w warunkach firmowych. Również dodawanie nowego źródła danych odbywa się bezkolizyjnie, bez przestojów w biznesie. Klienci, z którymi pracowaliśmy, doceniają takie podejście.
Czy - w Polsce lub na świecie - macie bezpośredniego konkurenta?
Bob: W Polsce nie mamy rzeczywistego konkurenta, ponieważ zajmujemy się innym rodzajem problemów niż typowe systemy analityki biznesowej. W USA są firmy, które się tym zajmują, a najbardziej znany jest Palantir. To firma o miliardowych obrotach, które wytworzyły dla siebie ważny i stabilny rynek.
Na czym polega Wasza przewaga?
Bob: Nasze oprogramowanie będzie prostsze w użytkowaniu. Zastosowane rozwiązania pozwalają na proste użytkowanie na wyższym poziomie aplikacji - łatwiej zrozumieć dane, przeglądać je i wyszukiwać potrzebne pojedyncze informacje. Jeśli trzeba, można zejść głębiej - na niższy poziom aplikacji. Takie korzystanie z niższego poziomu aplikacji to dość częste rozwiązanie. My działamy na obu poziomach. Produkt jest więc prostszy w obsłudze i szybciej daje ogólne wyniki.
Między prostotą a niskimi kosztami w Polsce, mamy jeszcze całkowity koszt oprogramowania. Takie produkty są często przeznaczone dla niezwykle utalentowanych specjalistów. natura naszego produktu sprawia, że jest on dostępny nie tylko dla wybitnych specjalistów czy mistrzów danych, ale także dla większej grupy użytkowników, dzięki wyższemu stopniowi prostoty.
Testowaliście produkt przed premierą. Czy wprowadziliście w wyniku tych testów znaczne zmiany?
Bob: Powiedziałbym, że nie było dramatycznych zmian, raczej typowe uwagi - dana firma chce mieć daną funkcjonalność, inna - podłączyć więcej źródła danych. Najwięcej wydarzyło się w obszarze prostoty i użyteczności - zmiany bardzo istotne przy rozwoju produktów technologicznych, ale dość łatwe do wdrożenia.
Czy oczekiwania i potrzeby klientów różnią się w Polsce i w innych krajach?
Paweł Wieczyński: Widzimy, że polskie firmy i firma inwestycyjna - nasz klient w Londynie - wyraźnie się różnią.
A jak jest z USA?
Paweł: Na razie, skupiamy się na działaniach w Polsce. USA to największy i najbardziej wymagający rynek, więc będzie dla nas świetnym sprawdzianem. Na rynek amerykański chcemy wejść nieco później - w drugiej połowie roku zaczniemy testowy marketing w USA, w przyszłym roku pewnie rozpoczniemy sprzedaż. Spodziewam się dużej różnicy między Ameryką a Polską.
Bob: USA, a szczególnie Dolina Krzemowa, to swego rodzaju wyznacznik dla firm. Myślę jednak, że wiele problemów, o których mówimy, ma charakter uniwersalny - jak oszustwa czy nieprawidłowo pracujący handlowcy. Ale to, czy firma jest gotowa zaadaptować technologię, by rozwiązywać te problemy, to już inna sprawa. Możliwe, że w Polsce firmy wciąż pracują nad bardziej podstawowymi sprawami i nie są jeszcze gotowe na zajęcie się analizą danych. Ale w dłuższej perspektywie, właśnie to stanie się priorytetem.
Jesteśmy więc na perspektywicznym rynku, na którym warto być pionierem. Proszę powiedzieć, co skłoniło Pana do przyłączenia się właśnie do PiLab?
Bob: W USA uważa się, że w wielu miejscach na świecie jest wielu zdolnych inżynierów - np. w Izraelu czy Rosją. Jest wiele firm tworzących oprogramowanie, szczególnie pracujących w modelu outsourcingu, np. Ukraina czy Indie. Talenty są także w Polsce. To właśnie przekonało mnie do tej firmy - świetni, młodzi, zdolni inżynierowie. Po drugie, stworzona w firmie unikatowa technologia, która zapewnia identyfikację i analizę powiązań. I jest niewiele firm, które robią coś podobnego - jest odnosząca sukcesy wspomniana wcześniej firma amerykańska. Niewielka konkurencja, szerokie pole do działania. Zatem - unikatowa technologia, którą można wprowadzić na otwarty, młody rynek - to był magnes.
Paweł: Lista osób, które przyłączyły się do nas, jest nieco dłuższa - Bob, Gabor Gotthard, Kirk Bradley oraz inni, których nazwiska ujawnimy wkrótce - ale to właśnie technologia, wyjątkowa i odpowiednia do różnych potrzeb, stanowiła magnes dla nich wszystkich. Technologia i nasza gotowość do rozpoczęcia pracy z pierwszymi klientami.
Bob wspomniał o dość powszechnej w Dolinie Krzemowej opinii o Polsce. A co z polskimi startupami? Czy ta społeczność ma szansę na podobnie dynamiczny rozwój jak Dolina?
Bob: To złożony temat, ale spróbuję mówić krótko. Szczerze mówiąc, zostanie "drugą Doliną Krzemową" byłoby raczej trudne dla każdego miejsca na świecie, ponieważ mamy tu coś, co nazywamy wirtualnym cyklem sukcesu.
W Dolinie Krzemowej mamy wiele firm technologicznych, które odniosły sukces. To przyciąga wielu świetnych specjalistów, którzy chcą tu być, by pracować z najlepszymi. Dalej, mamy infrastrukturę inwestorów, kancelarii prawnych, rzeczników patentowych, instytucji finansowych banków - czyli całego systemu wsparcia dla firm. Mamy świetną pulę talentów inżynierskich - słynny Uniwersytet Stanforda, niedaleko jest też University of California w Berkeley. Wszystkie te elementy napędzają się wzajemnie. Im większy sukces, tym więcej przyciąga fachowców z ich wiedzą i doświadczeniem. Mamy masę funduszy inwestycyjnych, które naprawdę rozumieją, jak wyceniać firmy i imponującą historię sukcesu. Więc całość staje się coraz lepsza i lepsza i lepsza... Duże wyzwanie dla reszty świata - jak wbić się do tego cyklu?
Jeśli nie ma historii zakładania, rozwijania i prowadzenia firmy, nie ma też tylu inwestorów, firm finansowych, prawników. Nie tworzy się cały łańcuch. Dlatego nikt poza nami nie jest w stanie tego zrobić.
Ale wciąż możemy uczyć się od najlepszych...
Bob: Myślę, że w Polsce są dobrzy inżynierowie tworzący dobre technologie, zaś komercjalizacja i tworzenie produktów to dopiero kolejny etap dla wielu polskich firm. Nie jest nic wyjątkowego - w innych krajach jest podobnie. Wiedzą, jak stworzyć technologię, ale już określenie potrzeb konsumentów i efektywne wprowadzenie produktu na rynek - to zupełnie inna historia.
Paweł: Od tego semestru, w Akademii Koźmińskiego, działania naszej firmy prezentowane są studentom MBA jako przykład podejścia do problemu braku odpowiednich umiejętności w zespole. Półtora roku temu wiedzieliśmy, że nie umiemy zbudować światowego produktu, bo nikt z nas nigdy tego nie robił. Najlepsza osoba od marketingu, którą mogłem zatrudnić - gwiazda w Polsce, dyrektor marketingu w Comarch - także próbowała wejścia na rynek amerykański i wiedziała, jakie to trudne. Chcieliśmy wypełnić tę lukę. Zapytaliśmy sami siebie - jak mamy znaleźć w Polsce osobę, która pomoże nam w tworzeniu globalnej marki, jeśli żadna polska firma IT nie odniosła globalnego sukcesu? Trzeba więc znaleźć najlepszych ludzi na świecie, którzy pomogą nam z produktem - i sięgnęliśmy do Doliny Krzemowej. W ten sposób poznaliśmy Gabe'a i Boba. Bob należy do 20 najlepszych marketingowców na świecie, zaś Gabe stworzył jedną z kategorii systemów przechowywania - system Utility Storage, jest też główny technolog Oracle. To wypełniło naszą lukę kompetencyjną.
Mówi Pan "sięgnęliśmy". Gdyby to było takie łatwe...
Paweł: Jako pierwszego poznaliśmy byłego CIO Oracle - był z wizytą w Polsce i miał spotkać się z dwiema firmami we Wrocławiu. Dla każdej miał 20 minut. Z PiLab spędził 3 godziny i powiedział "Macie świetną technologię i marnujecie ją na rynek archiwizacji, a przecież da się ją zastosować do potrzeb przedsiębiorców". Wrócił do USA i zaczął rozmawiać z kolejnymi osobami - tak poznaliśmy Kirka Bradleya z Oracle, a przez niego inwestora Gabe'a Gottharda, który powiedział nam "Znam najlepszego speca od marketingu do tego zadania".
I był to Bob...
Paweł: I właśnie do niego najtrudniej było dotrzeć. Pozostali szybko stali się entuzjastami technologii. Zaś Bob jest bardzo analityczny. Właściwie, w procesie rekrutacji, to on oceniał nas. Przez tydzień. Przyjechał i nie wyrażał żadnej opinii. Pytałem "I co myślisz?", a on odpowiadał: "Mogłem powiedzieć, co myślę, zaraz po wyjściu z samolotu, ale ile byłoby to warte? Daj mi odrobić lekcje".
Więc kiedy Bob trafił do firmy, produkt był już gotowy?
Bob: Nie gotowy. Można było go prezentować.
Paweł: Przez ostatnie półtora roku wiele się u nas zmieniło. Zrozumieliśmy, że musimy przekształcić technologię w produkt, że technologia jeszcze nie jest produktem. Staje się nim, kiedy można w powtarzalny sposób używać do rozwiązywania konkretnych problemów. pracujemy nad tym. Zasadnicza technologia ma już kilka lat, testowaliśmy ją z licznymi klientami, więc wspiera ich biznesy już od kilku lat. Tworząc produkt, chcemy kierować je do konkretnych użytkowników. I przestaliśmy myśleć o nim jako o produkcie lokalnym. Uwierzyliśmy, że możemy stać się firmą światową.
I tego Wam życzymy! Dziękujemy za rozmowę.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
W Białymstoku trwają zapisy na warsztaty dla młodzieży "Szlachta startupuje"
|
|
|
|
|
|