Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Google usunął ze swojego serwisu blogowego homofobiczną stronę nawołującą do przemocy wobec gejów i lesbijek, choć wcześniej odmawiał tego, zasłaniając się wolą przestrzegania zasad wolności słowa. Gdzie zatem w Sieci kończy się swoboda wypowiedzi, a zaczyna szerzenie nienawiści?

Blog Killbattyman z Jamajki znajdował się w serwisie Blogger.com od marca zeszłego roku. Na jego łamach regularnie publikowano teksty i zdjęcia zachęcające do przemocy fizycznej i psychicznej wobec mniejszości seksualnych (autor strony wzywał wręcz "do wybicia wszystkich gejów").

Obiektem ataków stali się nie tylko gejowscy aktywiści jak Peter Tatchell z Wielkiej Brytanii, ale również popularne osoby znane z liberalnych poglądów - Christopher Reeve, czy też John Travolta.

Początkową reakcją Google na protesty wywołane tymi publikacjami było umieszczenie ostrzeżenia na stronie, iż treści na niej zawarte "odbierane są przez niektórych jako nawołujące do nienawiści", jednak Google "nie ocenia i nie zatwierdza treści tego ani żadnego innego bloga".

Miarka przebrała się, gdy na Killbattyman znalazł się fotomontaż, na którym Peter Tatchell trzymał plakat ze zdjęciem o charakterze pornografii dziecięcej. Niedługo po tym Google usunął blog, podając jako powód złamanie regulaminu serwisu Blogger.com.

Dyrektor europejskiego oddziału Google ds. korporacyjnych Rachel Whetstone broniła jednocześnie wcześniejszej decyzji o nieusuwaniu strony.
Usunęliśmy blog tak szybko, jak było to możliwe. Rozumiemy, iż wiele osób może się z tym nie godzić, ale wierzymy, że wolność słowa jest bardzo ważna. To zadanie poszczególnych rządów, aby ostatecznie decydować, gdzie się ona kończy. - powiedziała w rozmowie z serwisem PinkNews.

Jeśli pójść tokiem rozumowania pani Whetstone i spojrzeć na to, co się dzieje w polskim internecie, to Polska może "pochwalić się" szeroką swobodą wypowiedzi, szczególnie w zakresie głoszenia treści homofobicznych, rasistowskich, czy też antysemickich.

Przykład witryny RedWatch, którą starano się zamknąć (i to bezskutecznie) dopiero po zaatakowaniu jednego z anarchistów, którego dane zamieszczono na jej łamach, tudzież strona Narodowego Odrodzenia Polski z podobnymi treściami, utrzymywana bez problemów przez jedną z poznańskich firm hostujących, świadczą o tym najlepiej.


Można się zastanawiać, dlaczego jest w naszym kraju przyzwolenie na tego typu treści w Sieci. Jeśli jednak spojrzymy na polską scenę polityczną i posłuchamy, co demokratycznie (sic!) wybrani politycy głoszą na krajowej i międzynarodowej arenie, dojdziemy do smutnego wniosku, że między wolnością słowa a szerzeniem nienawiści w Polsce granicy jako takiej nie ma.

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *