Serwisy społecznościowe, oprócz swej podstawowej funkcji komunikacji między użytkownikami, są także coraz częściej narzędziem wykorzystywanym przez firmy w procesach rekrutacyjnych. Obecni są tam jednak także przedstawiciele m.in. urzędów skarbowych szukający informacji o podatnikach. Inne rządowe agendy, w tym organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości, także nie stronią od wizyt w takich serwisach, jak Facebook, MySpace czy Twitter.

I właśnie to ostatnie zaczyna coraz bardziej niepokoić. Okazuje się bowiem, że na podstawie informacji zawartych na profilach poszczególnych osób wyciągane są wnioski i podejmowane decyzje odnośnie ewentualnego podjęcia jakichś działań.

Electronic Frontier Foundation (EFF), mająca siedzibę w San Francisco, zwróciła się w październiku br. do amerykańskich agend federalnych (w tym m.in. do Departamentu Sprawiedliwości) z prośbą o dokładne określenie ich polityk względem zdobywania, przetwarzania i przechowywania informacji pozyskanych z serwisów społecznościowych. W ciągu ustawowego terminu 20 dni nie otrzymała jednak odpowiedzi - podaje serwis Bloomberg.

Postanowiła więc zwrócić się do sądu, by ten zajął się sprawą i nakazał odpowiednie działania. Pozew wpłynął do jednego z sądów w San Francisco. EFF napisała w nim, że informacje te chciałaby uzyskać, by móc poinformować Kongres oraz opinię publiczną o podejmowanych działaniach w związku z informacjami znalezionymi w serwisach społecznościowych.

Większość informacji zawartych na profilach ma charakter prywatny, choć z drugiej strony należy pamiętać, że w momencie, gdy publikowane są one w internecie, stają się ogólnie dostępne. Każda osoba może takie informacje wykorzystać. Od nas samych więc zależy, ile i czego dowiedzą się o nas nasi znajomi, urząd skarbowy czy policja.