Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Prawnik antypirat ma poczucie misji

27-04-2011, 13:58

Jakim człowiekiem jest prawnik gotowy pozwać 6 tysięcy osób za naruszenia praw autorskich? To może być ktoś młody, zbyt pewny siebie i jednocześnie czujący prawdziwą misję zwalczania piratów. Tak przynajmniej wynika z wywiadu z prawnikiem antypiratem, który opublikowano w Dallas Observer.

robot sprzątający

reklama


Często w Dzienniku Internautów możemy poczytać o antypirackich pozwach przeciwko tysiącom osób. Osoby do pozwania są wybierane na podstawie numerów IP. Powodowie chcą wysokich odszkodowań na podstawie miernych dowodów naruszeń. Jest to niby działanie prawne, ale na granicy zwykłego szantażu.

W lutym br. Dziennik Internautów opisywał decyzje sądu w Teksasie, który uznał, że nie można łączyć pozwów w przypadku użytkowników P2P. Wiemy, że decyzję tę wydał sędzia Royal Fergeson, ale jaki prawnik wpadł na pomysł pozwania 6 tysięcy osób na podstawie numeru IP? Tego możemy dowiedzieć się z Dallas Observera, który opublikował wywiad z Evanem Stonem, prawnikiem antypiratem - zob. Evan Stone's Battle Against Porn Pirates.

>>> Czytaj: "Nie jestem piratem", czyli brakujące ogniwo w debacie

Może się wydawać, że prawnik antypirat to cwaniak w garniturze, nastawiony na szybki zysk. Tak chyba było w przypadku szefa (nie)sławnej firmy ACS Law. Evan Stone jest nieco inny. Wywiad w Dallas Observerze przedstawia człowieka z ciekawym życiorysem, ambitnego, nieco zadufanego w sobie i posiadającego poczucie pełnienia misji.

Evan Stone przedstawia siebie samego jako muzyka, filmowca i programistę. Na studia prawnicze (ukończone w roku 2007) zdecydował się później, gdy zajął się produkcją materiałów wideo i audio. Stone uważa sam siebie za eksperta stworzonego do walki z piratami - rozumie twórców, zna się na informatyce (tak przynajmniej twierdzi) i ma wykształcenie prawnicze.

Antypirat przyznaje otwarcie, że motywacją do działania są dla niego pieniądze. Jednocześnie manifestuje on szczerą niechęć do piratów i zamiłowanie do ścigania ich.

Jego postawa wobec piractwa wykształciła się po części wcześniej, gdy miał otworzyć firmę zajmującą się dystrybucją muzyki w formacie mp3. Podpisywał umowy z zespołami i liczył na to, że uda mu się sprzedawać utwory po 1,5 USD od sztuki. Plan upadł z powodu Napstera. 

Już jako prawnik Stone zetknął się z twórcami anime, którzy jednak nie byli skłonni do występowania przeciwko swoim odbiorcom (teraz to się zmieniło). Potem udało mu się nawiązać współpracę z przemysłem pornograficznym, w którym też nie ma całkowitej zgody co do potrzeby walki z piractwem. W każdym razie to dla tego przemysłu Stone zaczął działać jako antypirat. Teraz szuka klientów w innych branżach.

Prawnik ma świadomość, że nie wszyscy go popierają, a niektóre instytucje utrudniają mu pełnienie "misji". Operatorzy wcale nie chcą ujawniać osób kryjących się za adresem IP i celowo - zdaniem Evansa - utrudniają proste procedury. Innym jego wrogiem są oczywiście obrońcy wolności słowa i prywatności.

Sędziów takich, jak Royal Fergeson, prawnik antypirat uważa za dyletantów nierozumiejących problemów technicznych. Wygląda na to, że idea pozywania tysięcy osób za jednym zamachem bardzo mu się podoba. Innego zdania jest cytowany w materiale Dallas Observera prawnik Paul Alan Levy, który stwierdza: "kiedy pozywasz 600 ludzi wiąże się to z popełnieniem błędów (...) on jest stosunkowo młodym prawnikiem i młodzi prawnicy robią błędy".

Mimo wszystko Stone wierzy w siebie i mówi, że nigdy nie zabraknie piratów...

Więcej w wywiadzie pt. Evan Stone's Battle Against Porn Pirates

>>> Czytaj: MPAA: "Demokratyzacja kultury to nie nasza sprawa"

https://di.com.pl/news/34883,0,Nie_jestem_piratem_czyli_brakujace_ogniwo_w_debacie.html

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: Dallas Observer