Pospólstwo jakoś nie chciało wierzyć, że otwarte e-podręczniki zrujnują kraj i wpędzą dzieci w chorobę. Wydawcy podręczników musieli znaleźć jakąś nową broń przeciwko temu niebezpieczeństwu.
reklama
- Drodzy koledzy i koleżanki! Zebraliśmy się tutaj po to, aby znaleźć sposób na zwalczenie niebezpieczeństwa, jakim będą otwarte e-podręczniki - mówił do zebranych Prezes Pewnego Wydawnictwa. - Wcześniej próbowaliśmy różnych zabiegów. Tłumaczyliśmy pospólstwu, że otwarte podręczniki to będzie katastrofa gospodarcza. Potem straszyliśmy ich utratą zdrowia przez dzieci, ale nie pomogło. Pospólstwo jest zbyt głupie, by rozumieć, że manipulujemy nim dla jego dobra. Musimy znaleźć lepsze wyjście!
Na sali zapanowała cisza. Wreszcie nieśmiało odezwał się Prezes Innego Wydawnictwa.
- Nie wystarczy przelewik? Albo... jakiś wypadek? - spytał nieśmiało.
- Obawiam się, że... zbyt wiele osób zaangażowało się w te e-podręczniki.
- A może kilka przelewików i kilka wypadków? - spytał głos z sali.
- Nie, to się raczej nie uda - Prezes odchrząknął. - A ponieważ nie bardzo wiemy, co robić, postanowiłem zaryzykować i zasięgnąć opinii eksperta. Rozmawiałem z prof. Pogodnym z Uniwersytetu w Paprotkach. Udzielił mi bardzo ciekawej rady.
Prezes Pewnego Wydawnictwa zrobił pauzę i obserwował zebranych. Najwyraźniej byli zainteresowani. W powietrzu wyczuwało się jednak napięcie.
- Ekspert twierdzi, że... na rynku oprogramowania już są otwarte alternatywy i... da się z nimi konkurować.
Na sali zapanował szum. Producenci podręczników nie lubili słowa "konkurować". Owszem, konkurowali między sobą, ale tego i tak było za dużo. Trzeba było dawać prezenty szkołom, żeby kupiły droższy podręcznik. Jeszcze więcej konkurencji? To było nie do pomyślenia!
- Niby jak mamy konkurować z darmochą? - spytał ktoś, przebijając się przez harmider.
- Nasz ekspert twierdzi - mówił podniesionym głosem prezes - że ludzie są w stanie wybrać płatną opcję i porzucić otwartą alternatywę, jeśli ta płatna opcja będzie wyraźnie lepsza jakościowo! Po prostu musimy dać ludziom coś, za co będą chcieli zapłacić.
- Co znaczy "chcieli"?!?! - spytała jakaś kobieta. - Pospólstwo jest od tego, żeby kupować podręczniki, które ktoś inny każe im kupić! Lud nie ma chcieć. Ma płacić. My tu jesteśmy dobrem narodowym, nie oni!
Mimo powszechnego oburzenia Prezesowi Pewnego Wydawnictwa udało się uciszyć rozwścieczonych ludzi. Kiedy siedzieli w miarę spokojnie, znów podjął wątek.
- Posłuchajcie! Musimy tylko dać lepszą jakość, przecież potrafimy to zrobić, prawda? Zróbmy sobie burzę mózgów! No, sami powiedzcie! Jak można dać nową jakość podręcznikom?
Kobieta, która krzyczała wcześniej, teraz nieśmiało się uniosła.
- Możemy dać więcej, ogromnych kolorowych obrazków - powiedziała w uniesieniu.
- O tak! I możemy przejść z papieru na pergamin! Będzie drożej, ale to będzie nowa jakość... taki oldschool - krzyknął inny mężczyzna zachęcony przykładem koleżanki.
- Dobrze, bardzo dobrze, chcemy więcej pomysłów. Kto da więcej? - zachęcał Prezes Pewnego Wydawnictwa.
- Co tam obrazki! Możemy wstawiać w podręczniki takie wycinanki 3D. No wiecie... że rozkładasz kartki i robi się z nich taki domek albo coś - powiedziała kobieta.
- Oprawy będziemy dawać tylko twarde albo... ze złota! - zaproponował Prezes.
- Co tam ze złota! Z bitcoina! To taki drogi materiał, podobno w internecie sprzedają - mówiła kobieta.
Zabawa trwała dość długo, a pomysły były coraz lepsze. W pewnym momencie ktoś zaproponował, aby wyjść poza schemat podręcznika i dołączonego do niego zeszytu ćwiczeń. Wydawcy zaproponowali, aby do podręczników dołączać jeszcze zeszyt ćwiczeń relaksacyjnych, zeszyt ćwiczeń dodatkowych oraz - najlepsze - pudełko artefaktów.
- No, wiecie! Obowiązkowy dodatek do podręcznika! Pudełko z gadżetami. Przykładowo do podręcznika do przyrody byłoby pudełko ze szkieletami do składania albo z preparatami. Oczywiście treść w podręczniku byłaby taka, aby bezwzględnie wymagała używania tych artefaktów - tłumaczył Prezes Pewnego Wydawnictwa.
- Ale... czy to nie będzie za drogie? - spytał nieśmiało inny Prezes.
- No, spokojnie - odparł Prezes. - Przecież rząd musi dopłacić. Nie zostawi biednych dzieci bez książek...
UWAGA: Ten tekst nie jest newsem, a jedynie komentarzem do bieżących wydarzeń. Przedstawione wydarzenia są fikcyjne. Podobieństwo autentycznych nazw, osób i firm do tych występujących w tekście jest zamierzone przypadkowe. Cdn.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Igrzyska w Soczi okazją do inwigilacji. Rosja buduje "PRISM na sterydach"
|
|
|
|
|
|