Serwis Megaupload współpracował z organami ścigania, gdy te prosiły o dane użytkowników podejrzanych o piractwo. Ta współpraca paradoksalnie jest teraz wykorzystywana w sądzie, aby pogrążyć twórców Megaupload. Jak to możliwe?
reklama
Bardzo ciekawy dokument dotyczący sprawy zamkniętego serwisu Megaupload opublikował wczoraj Wired. Jest to zamieszczony pod tym tekstem nakaz przeszukania serwerów Megaupload, który został wydany jeszcze w roku 2010 w ramach postępowania przeciwko innemu serwisowi - NinjaVideo.
Serwis NinjaVideo wykorzystywał usługi Megaupload, aby publikować nieautoryzowane kopie filmów. Z tego właśnie powodu stróże prawa zgłosili się do Megaupload z prośbą o udostępnienie informacji na temat wybranych użytkowników. Władze prosiły o zachowanie tajemnicy, czyli takie przekazanie danych na temat wybranych użytkowników, aby nie informować o tym tych użytkowników.
Prawnik Kima Dotcoma, założyciela Megaupload, potwierdził dla serwisu Wired, że Megaupload spełniła warunki stawiane w nakazie. Firma zakładała, że nie odpowiada za naruszenia użytkowników, zatem grzecznie współpracowała z władzami przy zwalczaniu piractwa (zob. Wired, Megaupload Assisted U.S. Prosecution of Smaller File-Sharing Service).
Może się wydawać, że powyższe fakty dowodzą uczciwości Megaupload, ale rząd USA chce ich użyć jako dowodu przeciwko Megaupload. To nie żart.
Władze USA mają Megaupload za złe, że serwis nie usunął ze swoich serwerów 39 filmów opublikowanych przez NinjaVideo. Co więcej, dokładnie te same filmy były potem publikowane przez setki innych użytkowników. Władze USA zakładają więc, że Megaupload wiedziała, iż są to kopie pirackie a jednak nie usuwała ich.
Argumentacja amerykańskich władz ma jednak pewne luki. Nigdy nie ma gwarancji, że ten sam materiał opublikowany przez różnych użytkowników jest nieautoryzowany. Poza tym wydany nakaz dotyczył przekazania informacji, a nie usuwania plików. Policja chciała działać cicho, a usuwanie filmów byłoby ostrzeżeniem dla piratów, że coś się dzieje. Megaupload miała więc prawo sądzić, że pirackie materiały powinny zostać na serwerach jako materiał dowodowy.
Znów można odnieść wrażenie, że dla amerykańskich władz istnieją dwie bardzo odrębne płaszczyzny prawa. Jest brzmienie przepisów oraz ich interpretacja, czasem na tyle szeroka, by szkodzić Megaupload.
Amerykańska ustawa DMCA zdaje się mówić jasno, że dostawca strony internetowej nie odpowiada za naruszenia użytkowników, dopóki współpracuje z władzami i posiadaczami praw autorskich. Teraz amerykańskie władze sugerują, że taka współpraca dowodzi świadomości naruszania praw autorskich w serwisie.
Poniżej kopia nakazu, jaki został wydany w sprawie NinjaVideo.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|